To było bardzo nietypowe zgłoszenie. Przed godziną 15 dyżurny nakielskiej KPP odebrał telefon od mieszkańca Potulic, który poinformował, że zgubił się w lesie. Pomimo mroźnej w tym dniu aury wybrał się na przechadzkę, zabłądził i nie wie, jak wydostać się z leśnego kompleksu.
- Treść zgłoszenia dyżurny przekazał natychmiast patrolom prewencji, pełniącym w tym czasie służbę na terenie miasta - mówi Justyna Andrzejewska, rzecznik prasowy nakielskiej KPP. - Kiedy do Potulic jechały radiowozy, oficer dyżurny ustalał, którą drogą mężczyzna wszedł do lasu i w jaką stronę się kierował. Jedynym miejscem charakterystycznym, jakie mijał spacerowicz, był tak zwany młodnik.
Funkcjonariusze odnaleźli opisane miejsce i stamtąd prowadzili dalsze poszukiwania. Używali sygnałów dźwiękowych i świetlnych, a dyżurny, który był cały czas w kontakcie telefonicznym z zaginionym, ustalał, czy 61-latek słyszy lub widzi sygnały wydawane przez radiowozy. Oficer starał się także dowiedzieć, czy sygnały oddalają się lub przybliżają do zaginionego. W zależności czego dowiedział się od zaginionego, tam kierował patrole znajdujące się w lesie. - Poszukiwania były grą z czasem, gdyż temperatura panująca na dworze była niska, za chwilę miał zapaść zmierzch - dodaje Justyna Andrzejewska.
Na szczęście, po godzinie poszukiwań, 3 kilometry w głąb lasu, policjanci odnaleźli mężczyznę, był zziębnięty, ale nie potrzebował pomocy medycznej. Powyższa historia powinna być przestrogą dla osób lubiących spacerować po lesie. - Często znajdujemy osoby, które weszły do lasu gdzieś pod Kowalewem, a wyszły w Smolnikach - mówi pan Grzegorz, mieszkaniec Smolnik.
- Odwożę tych nieszczęśników, którzy nie zdają sobie sprawy, że nawet w naszych pałuckich lasach można się zgubić. Pół biedy jak mają przy sobie telefon, ale najczęściej nie mają.