<!** Image 3 align=none alt="Image 208038" sub="W schroniskach jest wiele zwierząt, z którymi ludzie okrutnie się obeszli.
[Fot.:Adam Zakrzewski]">
Pół roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata, 3-letni zakaz posiadania jakiegokolwiek zwierzęcia i przepadek mienia w postaci dręczonego psa - taki wyrok zapadł w sprawie Jerzego T. z Torunia.
Sprawę tę prowadził sędzia Marek Tyciński, przewodniczący II Wydziału Karnego Sądu Rejonowego w Toruniu.
- W mojej ocenie człowiek ten okrutnie obchodził się ze swoim psem, nie mógł więc uniknąć odpowiedzialności - tłumaczy sędzia. - W tym orzeczeniu nie ma nic wyjątkowego, ale faktem jest, że tego rodzaju sprawy dość rzadko trafiają do sądów.
<!** reklama>
Jerzy T., mieszkaniec wielorodzinnego budynku, swojego ośmiomiesięcznego mieszańca faktycznie nie oszczędzał. Mężczyzna nadużywał alkoholu, często był nieobecny w swoim mieszkaniu. Niejednokrotnie znikał na kilka dni. Kiedy wracał, okrutnie katował psiaka, bo ten załatwiał się w mieszkaniu. Miał też inny pomysł na „wychowanie” szczeniaka. Przypinał go łańcuchem do tzw. westfalki (rodzaj kuchenki na węgiel). Musiało to trwać bardzo długo, bo pies zdołał wykopać dziurę w podłodze. Zwierzę nie było także regularnie karmione ani pojone.
- Ten człowiek był wciąż pijany, a na zwierzęciu wyładowywał swoją złość. Nieraz słyszałam, jak pies skowyczał, kiedy ten potwór go bił. Na dłuższą metę to było nie do wytrzymania. Serce się krajało - opowiada sąsiadka mężczyzny.
W końcu o sprawie poinformowano inspektorów Toruńskiego Towarzystwa Ochrony Praw Zwierząt. Ci u Jerzego T. byli wiele razy. Interwencje okazały się nieskuteczne, więc w sprawę zaangażowano policję. 6 września ubiegłego roku katowany pies został wreszcie odebrany właścicielowi.
- Policjant, który był ze mną podczas tej interwencji, zachował się wzorowo. Znał Ustawę o ochronie zwierząt, doskonale wiedział, co robi. A co najważniejsze, nie uważał, że znęcanie się nad psem to drobiazg, co w przeszłości zdarzało się innym funkcjonariuszom - opowiada Ewa Włodkowska, prezes TTOPZ.
Dla niej skazujący wyrok sądu to ogromny sukces. Na wielki plus zalicza też postawę świadków, którzy w sprawie Jerzego T. zeznawali. A to wcale nie jest takie powszechne.
- Ten wyrok, choć na razie nieprawomocny, to sygnał dla wszystkich tych, którzy myślą, że krzywdząc swoje zwierzę, pozostaną bezkarni. Toruński sąd udowodnił właśnie, że w Polsce są odpowiednie przepisy, a sędziowie umieją po nie sięgać - dodaje Ewa Włodkowska.
Ustawa o ochronie zwierząt weszła w życie w 1997 roku. Potem kilkakrotnie ją nowelizowano, a rok temu zaostrzono zapisy, m.in. te dotyczące kar za okrucieństwo. Pierwszy w kraju proces o zabicie psa odbył się w Chełmnie w 1998 roku. Śledziły go wszystkie media. Zwierzę padło ofiarą sąsiedzkiego konfliktu. Wówczas jednak kara dla sprawcy była symboliczna.
Napisz do autora: [email protected]