Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gaśnica towarzysza S.

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
W Polsce Ludowej działania organów ścigania, czyli prokuratury i Milicji Obywatelskiej, były otoczone ścisłą tajemnicą. Informacje były starannie filtrowane i dozowane.

W Polsce Ludowej działania organów ścigania, czyli prokuratury i Milicji Obywatelskiej, były otoczone ścisłą tajemnicą. Informacje były starannie filtrowane i dozowane.

<!** Image 3 align=none alt="Image 187836" >

Sterowanie informacją bardzo ułatwiało kształtowanie „właściwego” obrazu milicji w społeczeństwie. Kiedy dochodziło do przestępstwa, kluczowym punktem okazywało się powodzenie prowadzonego śledztwa. Jeśli nie przynosiło ono rezultatów, wiadomość o zdarzeniu była tajona tak długo, póki w śledztwie nie nastąpił przełom. W innym przypadku kończyło się najwyżej apelami w rodzaju „pomóżcie”, czyli pokazaniem zdjęcia bądź portretu pamięciowego osoby poszukiwanej lub znalezionej.

<!** reklama>

Jeśli natomiast przestępca został wykryty i aresztowany, urządzano głośne konferencje prasowe ze „spędami” komendantów i naczelników, którzy dumnie chwalili niezawodne organa porządku.

Oko na garaże

Jeszcze inaczej było w przypadku, gdy w sprawę były zamieszane osoby z ówczesnego „świecznika”, czyli najczęściej wysoko usytuowane w lokalnej hierarchii partyjnej, bądź też z nimi spokrewnione, albo po prostu osoby mające „właściwe” znajomości.

Jeśli ktoś z tego grona popadał w konflikt z prawem, sprawie zwykle ukręcano łeb. Nie zawsze było to jednak możliwe. Czasem zupełnie przypadkowo dochodziło do sytuacji, z których wyplątanie się, nawet jeśli dotyczyło to kogoś na wysokim stanowisku, było bardzo trudne. Takie zdarzenie miało miejsce w czasie stanu wojennego na bydgoskim Błoniu.

Był czerwiec 1982 roku, szósty miesiąc obowiązywania nadzwyczajnego stanu. W całym kraju obowiązywała wciąż ściśle przestrzegana godzina milicyjna. Po zmroku na ulicach przechadzały się jedynie milicyjne patrole, kontrolujące nielicznych przechodniów, którzy mieli prawo poruszać się dzięki specjalnym przepustkom. Najczęściej dotyczyły one pracujących na zmiany.

Pustki na ulicach wykorzystywali jednak również włamywacze. Dla nich godzina milicyjna była doskonałą okazją do kradzieży, bo nie groziło niebezpieczeństwo zauważenia ze strony zwykłych przechodniów. Należało jedynie wystrzegać się milicyjnych patroli, ale to było do zrobienia przez system ustawionych odpowiednio czujek.

Jednym z najpopularniejszych miejsc włamań późną wiosną 1982 roku stały się garaże na Błoniu, usytuowane wzdłuż ulicy Stawowej z tyłu za Szkołą Podstawową nr 62. Było tam ciemno i odludnie mimo stosunkowo niewielkiej odległości dzielącej garaże od budynku osiedlowego komisariatu MO.

Pod koniec czerwca po kilkunastu przyjętych zgłoszeniach o kradzieżach milicjanci postanowili zorganizować zasadzkę na włamywaczy. W tym celu dwaj z nich po zapadnięciu zmierzchu ukryli się z tyłu za garażami i czekali na pojawienie się złodziei.

Towarzysz świętował

Traf chciał, że tego samego dnia miały miejsce popularne imieniny. Urządzał je w swoim mieszkaniu w bloku oddalonym o kilkaset metrów od garaży towarzysz S., członek Egzekutywy Komitetu Miejskiego PZPR. Na suto zakrapianej imprezie byli koledzy z pracy i znajomi, w tym sekretarze komitetów wojewódzkiego i miejskiego partii, a nawet jeden z komendantów miejskich MO.

Kiedy skończyła się „kartkowa” wówczas wódka, gościnny gospodarz udał się do garażu, gdzie... przechowywał zapas kupionego „na lewo” bimbru. Do pomocy zabrał ze sobą syna. Towarzysz S. był w takim stanie, że otwarcie garażu zajęło mu sporą chwilę. W tym czasie zaczajeni milicjanci, sądząc, że doczekali się włamywaczy, po cichu zbliżyli się do garaży.

Kapral W. odczekał, aż mężczyźni wejdą do środka, a następnie odbezpieczył i przeładował broń, by z okrzykiem „Stać, milicja!” wejść do środka garażu. Przerażony towarzysz S. chwycił za gaśnicę, która była pod ręką i zamachnął się na milicjanta, trafiając go w bark. Kapral, przewracając się, odruchowo pociągnął za spust, trafiając syna towarzysza S. w nogę.

Jeszcze tej samej nocy sprawę na wysokim szczeblu wyjaśniono. Zatuszowanie nie wchodziło w grę z racji wystrzelonego pocisku. Ostatecznie prokuratura umorzyła śledztwo z uwagi na niską szkodliwość czynu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!