<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Co tak naprawdę porządkuje nam każdą popkulturalną szufladę? Moda oczywiście. To ona sprawia, że wyciągamy łapy po ten, a nie inny produkt, niezależnie od tego, o jaki sklepik chodzi. Ot, weźmy choćby taką działkę prozy kryminalnej - czyli jedną z najważniejszych szuflad z popliteraturą. Okazuje się, że kryminały do modowych wyścigów nadają się znakomicie.
Mamy więc na przykład fascynację Skandynawami, których wydawać próbuje każda chyba polska oficyna - czasami z opłakanym skutkiem, bo nie każdy Skandynaw to Mankell. Mamy też drobniejsze hity sezonu, że wspomnieć choćby wysyp kryminałów o sądowych patologach, z drobiazgowymi opisami sekcji zwłok. <!** reklama>
Czasami jednak trafiają nam się kryminalne ciekawostki, spoza mód wszelakich. No, chyba że trwa akurat moda na ciekawostki.
Wydawnictwo Literackie postanowiło na przykład zaserwować nam serię trzech kryminałów, których autorem jest Mika Waltari - jak na razie w łapy czytelników dostała się powieść „Kto zabił panią Skrof?”.
Nazwisko Waltari coś państwu mówi? A jakże, w końcu jego „Egipcjanin Sinuhe” to od wielu, wielu pokoleń jedna z najpopularniejszych powieści historycznych wśród dziatwy całego świata. Waltari nie zajmował się zresztą jedynie Egiptem, grasował po różnych epokach i - co tu dużo gadać - jest wciąż najpopularniejszym fińskim pisarzem. Poza tym był oczywiście człowiekiem ciekawym, aktywności wielu, a jako notoryczny melancholik, cierpiący na bezsenność i depresję, trafiał również do wiadomych szpitali.
Waltari w Skandynawii uchodzi za klasyka kryminału, u schyłku lat 30. wykreował postać komisarza Fransa Palmu, który niby jest taki sam jak inni skandynawscy komisarze, ale tylko niby. Bo jak wszyscy ma kłopoty w relacjach z najbliższymi partnerami, nie grzeszy wrażliwością. Za to potrafi się w swojej robocie zapamiętać niemiłosiernie. Ci, którzy szukają odpowiedzi na pytanie, kto był pierwowzorem Kurta Wallandera z powieści Mankella albo Martina Becka duetu Sjowall i Wahloo, odpowiedzi jednak nie znajdą. Bo opowieść o Palmu to jednak inna bajka.
„Kto zabił panią Skrof?” to bowiem efektownie napisany, ale bardzo klasyczny kryminał, w którym mamy tajemniczą zbrodnię - daleką od prostackiej bijatyki dwóch pijanych Finów z użyciem finek - i niewielką gromadkę podejrzanych. Gromadka jest niewielka, ale za to podejrzanym może być tu każdy, cała maestria więc nie w budowaniu postaci, ale w dawkowaniu szczególików. I mówiąc szczerze, Palmu bardziej przypomina Poirota lub Holmesa niż Wallandera.
Liczyłem też na nieco więcej klimatu Finlandii tuż przed drugą wojną światową - niezwykłego peryferyjnego kraju Europy, który już niebawem potężny sąsiad będzie próbował zgnieść. Zamiast klimatu jest jednak raczej klasyczna lekkość i żart. No ale cóż, taki smaczek epoki też ma swój urok.