„Autobiografia na wszelki wypadek” to ostatnia pozabydgoska produkcja, pokazywana na tegorocznym festiwalu. Gdyby recenzję trzeba było zamknąć w jednym zdaniu, mogłaby w tym wypadku zabrzmieć: „Warto było czekać”.
Kto dojrzewał w latach osiemdziesiątych, do dziś ma pewnie w głowie śpiewaną „Autobiografię” Zbigniewa Hołdysa. Michał Buszewicz napisał zaś autobiografię kogoś, kto okres dojrzewania przeżywał na przełomie wieków, a niedawno wszedł w wiek męski, wiek klęski...
Michał Buszewicz nie zatrzymuje się jednak na współczesności. Jego refleksje sięgają roku 2070, w którym to Michał Buszewicz umiera. Trzej ukazujący się na spartańsko urządzonej scenie aktorzy, Tomasz Cymerman, Daniel Dobosz, i Konrad Wosik , to pracownicy wynajęci przez syna zmarłego do uprzątnięcia mieszkania po tacie.
W domu zmarłego pracownicy zaczynają przemawiać jego głosem (raz w pierwszej, raz w trzeciej osobie), opowiadając historię, która mogłaby być historią każdego ze współczesnych mężczyzn. Dziecięce traumy, burza hormonów w okresie dojrzewania, niespełnione zawodowe ambicje, rozterki związane z samooceną, porażki rodzinne. W tym najboleśniejsza porażka związana z zerwaniem uczuciowej relacji z synem. Nawracające myśli o śmierci Wreszcie samotność i pojednanie z jedynakiem, które jednak nie sprawia, że życie starego człowieka staje się łatwe i przyjemne...
Zobaczyliśmy mądrą sztukę, z bardzo dobrze, momentami błyskotliwie napisanymi dialogami. I trójką bardzo energetycznych aktorów, którzy przez 100 minut na scenie nie dają sobie i widzom chwili wytchnienia.
