Nieśmiały adwokat z Radomia przybywa do stolicy, by starać się o rękę wychowanicy państwa Mąckich, która dla odmiany podkochuje się we Władziu, synu swoich opiekunów. Ale Władzio niestety stracił głowę dla Kamilli, diwy kabaretowej... Film o tak niezwykłej jak na peerelowskie lata pięćdziesiąte fabule, z Tadeuszem Fijewskim i Barbarą Kwiatkowską, powstał jako nowa wersja zaginionej w okupacyjnym mroku komedii z 1939 roku, która z kolei przenosiła na ekran nadzwyczaj popularny pod koniec lat trzydziestych wodewil, napisany przez Juliana Tuwima do muzyki późniejszego twórcy „Mazowsza” - Tadeusza Sygietyńskiego.
Oba filmy, a także sceniczny wodewil miały tytuł „Żołnierz królowej Madagaskaru” i zrodziły się z przedwojennej, niezbyt zdrowej fascynacji Polaków tą afrykańską wyspą.
Wszak miała się ona stać pierwszą zamorską kolonią mocarstwa polskiego, a rozmowy z władającymi wówczas Madagaskarem Francuzami zaszły tak daleko, że w 1937 roku udała się nań specjalna komisja rządowa w celu zbadania warunków osadnictwa na wyspie.
Wchodzący w jej skład naczelny obieżyświat II RP, Arkady Fiedler, tak zagustował w Madagaskarze, że nie powrócił wraz z urzędnikami do ojczyzny, tylko spędził na wyspie cały rok, czego efektem była wydana w 1939 roku książka pod tytułem „Jutro na Madagaskar!”. Jutro jednakowoż wybuch wojny dramatycznie zakończył kolonialne mrzonki.
Również w tak zwanej kulturze wysokiej Madagaskar fascynował Polaków, notabene znacznie wcześniej. Bohater poematu Juliusza Słowackiego, polsko-węgierski szlachcic Maurycy August Beniowski, po ucieczce z carskiej zsyłki trafił na tę egzotyczną wyspę i przez jedno z plemion ponoć został okrzyknięty królem. Wielkim szacunkiem na Madagaskarze cieszył się także, na przełomie XIX i XX wieku, błogosławiony później misjonarz Jan Beyzym - jezuita z Wołynia, który na wyspie pomagał trędowatym i za pieniądze z datków, m.in. od Polaków, zbudował tam szpital.

Kultura i rozrywka
W XXI wieku dzieło ojca Beyzyma i po części Słowackiego realizują... bydgoszczanie. Od dwóch dekad na Madagaskarze działają misjonarze bydgoskich „Duchaczy” - Zgromadzenia Ducha Świętego. Prowadzą tam misję katolicką i szkołę, a wkrótce gotów będzie budowany przez nich szpital.
Zamierza w nim podjąć pracę jako analityk medyczny 21-letni dziś Leolid, autochton urodzony w wiosce położonej o 75 km od Mampikony - miasteczka, w którym działa szkoła prowadzona przez polskich zakonników. Kieruje nią ojciec Darek Marut, który z kolei w seminarium grzał ławę z innym bydgoszczaninem - Maciejem Syką, bratankiem Zdzisława Syki - sprintera Zawiszy, olimpijczyka z Tokio - i synem Edwarda Syki - charyzmatycznego lidera bydgoskich kamieniczników. Maciej ostatecznie nie został księdzem, tylko filmowcem - dokumentalistą i producentem. Znajomość z seminarium przetrwała jednak próbę czasu. W ubiegłym roku ojciec Darek zadzwonił do kolegi filmowca, opowiadając mu o niezwykłym podopiecznym, który jako 16-latek, po tym, gdy jego wioska spłonęła, z woreczkiem ryżu pieszo wyruszył w drogę do Mampikony, bo chciał się uczyć.
Maciej Syka nie zastanawiał się długo. Jako producent wykonawczy zebrał mały zespół filmowców, w którym reżyserką i scenarzystką została Katarzyna Urban, blogerka i działaczka Polskiej Fundacji dla Afryki, a autorem zdjęć i montażystą - Adam L. Nurek. Pierwotnie planowali nakręcić 15-minutowy dokument. Ostatecznie spędzili na Madagaskarze trzy tygodnie, a „Daleka droga” - ich filmowa opowieść o trudnym życiu w tym zakątku - wydłużyła się do prawie 50 minut. Pobytu na Czarnym Lądzie Maciej Syka o mało nie przypłacił życiem. Po ugryzieniu przez komara zaraził się bowiem niebezpieczną chorobą, z którą zmagał się przez dwa miesiące.
Film miał niedawno premierę w bydgoskim „Heliosie”, ściągając niemal komplet widzów. Wisienką na torcie była obecność na pokazie głównego bohatera opowieści - Leolida. W przystojnym, dobrze ubranym, mówiącym po francusku i cierpliwie pozującym do zdjęć na „ściance” młodym mężczyźnie trudno było poznać zaniedbanego dzieciaka, który przed przybyciem do polskiej misji zarabiał, narażając życie, w nielegalnej kopalni kamieni szlachetnych. Niestety, niewielu jego kolegów może liczyć na taki uśmiech losu...