<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/walenczykowska_hanna.jpg" >Wprawdzie się tego nie robi ale, i mimo wszystko, uronię łzę nad rozlanym mlekiem - dokładniej nad straconą szansą. Nie byłoby mi żal, gdyby owa strata wynikała z niewiedzy czy naiwności. Ale trzeba była ją ponieść, bo włodarze Bydgoszczy nie wyciągnęli wniosków z wcześniejszych porażek.
Walka o zmianę granic toczy się od dwóch lat. Pamiętam, że po pierwszych rozmowach nasi sąsiedzi mieli nadzieję na porozumienie. Wierzyli, że duży i bogaty zrozumie mniejszego i biedniejszego. Wszak, kilkaset tysięcy złotych to astronomiczne kwoty dla gmin Białe Błota i Sicienko, a dla Bydgoszczy ledwie ułamek procentu przy budżecie, którego dochody przekraczają miliard 55 milionów złotych. Sąsiadom jednak rozwiano nadzieje żądając, nie proponując nic w zamian.
Bydgoszczy, przypomnę, ziemia tych gmin miała dać oddech i możliwość rozwoju. Nie tylko samego miasta, ale i lotniska. Było zatem o co się bić. Tylko czy należało wyciągać ciężką artylerię, machać szabelką i straszyć sąsiadów? Chyba nie, bo dwa razy miasto dostało po łapach i to od ministra spraw wewnętrznych. Nie dlatego, że Bydgoszcz nie miała racji, a jej roszczenia nie były zasadne. „Oberwała”, bo nie potrafiła rozmawiać z mniejszymi, którzy proponowali kompromisy.
„Goliat” pozostał niewzruszony więc... przegrał. Rozlało się mleko. Na kolejne poczekamy następny rok.