Na płycie Starego Rynku pojawiło się około 300 osób. Wśród załogi MZK i innych grup, które wsparły protest, znaleźli się zwykli mieszkańcy. – Od dłuższego czasu pod prezydenturą Rafała Bruskiego podejmowane są w naszej, waszej spółce decyzje, które pogrążają nas w coraz większych długach – zwrócił się do mieszkańców Bydgoszczy Andrzej Arndt, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej.
Zdaniem protestujących, aby pasażerowie mogli czuć się w komunikacji miejskiej bezpiecznie, muszą być spełnione dwa warunki: pojazdy muszą być w pełni sprawne, a kierowcy „wypoczęci i najedzeni”. – Dziś przy zarobkach, które mamy, coraz gorzej z utrzymaniem jednego z tych warunków. Wielu prowadzących pojazdy musi sobie dorabiać – mówił Andrzej Arndt.
Potem przewodniczący zwrócił się do prezydenta Bruskiego, stwierdzając, że Rafał Trzaskowski w Warszawie potrafi spotkać się z pracownikami komunikacji miejskiej. – Pytamy głośno: a pan? Siedzi pan w ratuszu i nie dostrzega problemu, jaki funduje mieszkańcom obecna komunikacja zastępcza – stwierdził.
Podczas manifestacji w imieniu zarządu krajowego Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej w RP głos zabrał sekretarz Waldemar Węgłowski. – Cała Polska patrzy na Bydgoszcz, bo postawiliście się temu, z czym cała Polska walczy. Słusznie domagacie się godziwego wynagrodzenia za swoją niezwykle trudną i odpowiedzialną pracę – powiedział. Strajk załogi MZK poparli również przedstawiciele Inicjatywy Pracowniczej Miejskich Wodociągów i Kanalizacji w Bydgoszczy.
– To nie jest tylko konflikt waszej spółki. U nas warunki płacowe niedługo też mogą doprowadzić do takiego samego konfliktu – mówili.
O zabranie głosu na manifestacji poprosiła Dorota Halaburda, związana z Obywatelami RP w Bydgoszczy. – Jestem osobą niewidzącą. Dostanie się do miasta jest dla mnie wielkim wyzwaniem – mówiła, tłumacząc, jak dużym utrudnieniem jest dla niej protest. – Skoro uznaliście, że strajk jest dla was jedyną formą, to trzeba było pomyśleć też o osobach niepełnosprawnych i starszych – powiedziała.
Protestujący nadal czekają na rozmowy z miastem. – Liczymy na to, że zgromadzenie zmobilizuje ich i zaczniemy rozmawiać – powiedział nam po wiecu przewodniczący. Jak protestujący komentują zwiększenie liczby autobusów, które od poniedziałku będzie wozić bydgoszczan?
– Komunikacja zastępcza, to większe koszty i rozwiązanie doraźne. Długoterminowo to się nie sprawdzi. Komunikacja musi w końcu wrócić – uważa Andrzej Arndt. Załoga MZK wciąż liczy na pilne spotkanie i rozmowy o postulatach z prezydentem, będąc w każdej chwili przygotowana na powrót na linie autobusowe i tramwajowe.
