Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dobrze kulturę czuje, więc szefuje!

Redakcja
Agnieszka Buzalska, dyrektor Domu Kultury „Modraczek” nie znika z pracy punktualnie o godz. 15. Jej rodzina nieraz miała pretensję o, jak to powiedział z przekąsem jej mąż, „imprezowanie”...

<!** Image 3 align=none alt="Image 209398" >

Agnieszka Buzalska, dyrektor Domu Kultury „Modraczek” nie znika z pracy punktualnie o godz. 15. Jej rodzina nieraz miała pretensję o, jak to powiedział z przekąsem jej mąż, „imprezowanie”...

Słowo „imprezowanie” oczywiście podszyte było troską o panią domu, bezgranicznie zakochaną w swojej pracy, która nieraz potrafiła wyjść rano, a wrócić o 23. Tylko czy można się dziwić temu zapałowi? Gdy 14 lat temu pani Agnieszka przejmowała pałeczkę po Marku Stankiewiczu, nawiasem mówiąc nie tylko swoim szefie, ale także wykładowcy na pedagogice, poczuła brzemię odpowiedzialności i, przynajmniej początkowo, nie bardzo w siebie wierzyła. Warto też wspomnieć, że w tym samym roku na świat przyszły jej córeczki bliźniaczki, które dziś bardzo chętnie podglądają mamę w pracy, jak zresztą na „modraczkowe dzieci” przystało.

<!** reklama>

- Marek tak wysoko zawiesił poprzeczkę... - wzdycha na wspomnienie tamtego stresu nasza rozmówczyni. - A ja tak bardzo chciałam, żeby dom kultury nie stał się miejscem, w którym ludzie bezrefleksyjnie siedzą przy herbacie, grają w szachy i na tym koniec. Takiego stereotypu chyba bym nie zniosła...

Jeśli chodzi o te dylematy, pani dyrektor może być spokojna. Jak sama zauważyła, „Modraczek” jest fabryką pracującą pełną parą. Na jedne zajęcia chce się zapisać od 100 do 150 osób, a gdy kiedyś ofertę skierowano do najmłodszych dzieci, ich rodzice zawiązali komitet kolejkowy i stali w ogonku od 4 nad ranem! Nie obyło się przy tym bez drobnych niesnasek. Podobnych rekordów można znaleźć więcej. Kilka dni temu sala pękała w szwach podczas spotkania z Markiem Żelkowskim. Standardowe 50 krzesełek nie wystarczyło, a pozbierane, skąd się dało, 80 siedzisk nie bardzo było już gdzie stawiać. To się nazywa mieć frekwencję!

Pierwsza dyrektorska decyzja? Dotyczyła literatury. Umierająca śmiercią naturalną „Proza na Wyżynach”, za sprawą polonistki Barbary Jędrzejewskiej, która na początku wpadała z uczniami z pobliskiej szkoły czytać poezję, zamieniła się w „Kawiarnię Literacką”. - Na początku spotkania były ciut... - pani dyrektor zawiesza głos. - Uduchowione, ale z czasem, gdy zaczęliśmy zapraszać twórców z różnych biegunów literatury, atmosfera stała się swojska. Dziś do kawiarni idzie się jak do przyjaciół, idzie się po prostu do Bachy!

Ta swoboda, to nie tylko zasługa kreatywnych ludzi, ale również pewna doza wolności od pani dyrektor, której z kolei zielone światło zapalił prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Budowlani”, Marek Magdziarz. I to był przepis na sukces.

Nie tylko sąsiedzi, ale i mieszkańcy odległych dzielnic, a nawet ościennych gmin lubią wpadać do „Modraczka” na spotkania czy na zajęcia. Ale nie o same zajęcia chodzi. Dom łączy pokolenia w naturalny sposób. Starsi przychodzą po pomoc, gdy im padnie komórka, komputer ma awarię, albo jest kłopot z napisaniem urzędowego pisma. Jeszcze nikogo nie odesłano z kwitkiem!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!