W okręgu bydgoskim do wzięcia jest dwanaście poselskich mandatów. Na każdej z partyjnych list wyborczych może znaleźć się aż 24 kandydatów.
Od tego, czy wszyscy będą zbierać głosy, zależy, ile mandatów zdobędzie partia w wyborach parlamentarnych 21 października.
Emocji nie brakuje już teraz, choć do tak spektakularnych transferów polityczynych, jak opuszczenie toruńskiego PiS przez Antoniego Mężydłę, w Bydgoszczy jednak nie dochodzi.
<!** reklama left>Wyjątkowo spokojnie jest wśród członków Lewicy i Demokratów, komitetu zrzeszającego kilka ugrupowań lewicowych i działaczy Partii Demokratycznej. Tu oczywista jest bowiem kandydatura Janusza Zemkego, byłego ministra obrony, z którym nikt o pierwsze miejsce na bydgoskiej liście rywalizować nawet nie zamierza.
- Dokonania posła oraz zaufanie, którym podczas ostatnich wyborów obdarzyli go mieszkańcy naszego regionu, pokazują, że nikt mu zagrozić nie może. Ma autorytet, z którym ciężko się zmierzyć - mówi poseł Sławomir Jeneralski. - Poza tym, jak to mówią, dobrze ciągnącego konia nikt nie zarzyna - żartuje.
I wie, co mówi. Dzięki temu, że Janusz Zemke podczas ostatnich wyborów sam uzbierał tyle głosów, co liderzy PiS i PO razem wzięci, do Sejmu wszedł nie tylko Sławomir Jeneralski, ale także posłanka Grażyna Ciemniak.
Sztaby wyborcze już się organizują. Niektóre, jak na przykład sztab Platformy Obywatelskiej, zawczasu pomyślały o nadchodzących wyborach i wcześniej zamówiły atrakcyjne miejsca, w których można będzie wywiesić wyborcze plakaty i billboardy.
- Mam nadzieję, że ludzie będą głosować nie na tych, których plakaty wiszą wszędzie, ale na tych, którzy potrafią spełnić ich oczekiwania - mówi poseł Jeneralski. Sam będzie kładł nacisk na kampanię w Internecie. - Nie chcę zdradzać szczegółów, ale mojego pomysłu jeszcze nikt nigdy w kampanii wyborczej nie wykorzystał.
W wyborach na sukces liderów pracować będą również kandydaci z dalszych miejsc. Jeśli będą statystami, to proporcjonalność wyborów sprawi, że taka lista będzie miała o wiele mniejszą siłę, niż lista, która ma wielu zdobywających punkty działaczy. Dlatego partie robią wszystko, aby kandydaci pochodzili z różnych terenów województwa (zgodnie z zasadą terytorialności) oraz reprezentowali różne, ale znaczące, środowiska gospodarcze, polityczne i społeczne. Wtedy jest szansa, że zbiorą głosy większej liczby wyborców. Liczą się też znane postaci. Taką zdołało do startu przekonać PiS. - Zaproponowałem kandydaturę Mirosława Piesaka, to wybitna postać, mistrz olimpijski - o jeżdżącym na wózku sportowcu mówi Andrzej Walkowiak, poseł PiS. - Dziś zbiera się nasz zarząd okręgowy i mam nadzieję, że przyjmie moją propozycję.
O szeroką reprezentację stara się też Platforma Obywatelska, z której list wystartuje Krzysztof Brejza, radny sejmiku województwa i syn prezydenta Inowrocławia, oraz Sławomir Szeliga, wicestarosta inowrocławski.
- Będziemy mieli wspólną, jednolitą kampanię wyborczą - mówi posłanka Teresa Piotrowska, która cały czas liczy na pierwsze miejsce na liście. - To nie miejsca są jednak ważne, ale wynik końcowy. Choć wybory to także rywalizacja z kolegami na listach, to mam jednak nadzieję, że konkurentów nie będziemy szukać wśród członków PO.
Receptą partii na sukces mają być wizyty w terenie i spotkania środowiskowe z wyborcami.
Nie chce, ale musi - tyle można powiedzieć o kandydaturze posła Witolda Hatki z LPR. Poseł stwierdził, że listy nie są jeszcze gotowe.
- Mało zrobiłem już dla kraju? - pyta Witold Hatka. - Ale jeśli będą kazać, stanę do wyborów raz jeszcze – zapewnia.