Niepozorny motyl z rodziny kibitnikowatych w Polsce pojawił się 10 lat temu na Dolnym Śląsku. Już od 6 lat w wielu miastach trwa walka o uratowanie zaatakowanych przez niego drzew.
<!** Image 2 align=right alt="Image 95856" sub="Niepozorny motyl z rodziny kibitnikowatych w Polsce pojawił się 10 lat temu na Dolnym Śląsku. Już od 6 lat w wielu miastach trwa walka o uratowanie zaatakowanych przez niego drzew.">- Dlaczego w Świeciu nikt się tym problemem dotąd nie zajął? Jeśli się nic nie zmieni, to za parę lat nasze kasztanowce pójdą pod topór - martwi się pan Stefan, mieszkaniec ulicy Kościuszki.
- W Bydgoszczy widziałem kasztanowce owinięte plastikową matą pokrytą lepką substancją, a na niej tysiące martwych szkodników. Widać, to działa - twierdzi pan Stefan.
Zaatakowane przez szrotówka kasztanowcowiaczka drzewo zaczyna tracić liście już latem. Praca jego naturalnego zegara biologicznego zostaje poważnie zakłócona. To potęguje straty powodowane przez nieproszonego gościa. Jest kilka sposobów, by ekspansję szkodnika ograniczyć.
Jednak, zdaniem fachowców, żaden z nich nie jest doskonały. Metoda „na lep” ma tę wadę, że do klejących mat przyklejają się wszystkie owady, nie tyko szkodniki. Innym sposobem, polecanym przez Ligę Ochrony Przyrody, są szczepienia kasztanowców. Jednak i ten sposób ma dwie wady. Pierwsza to wysoka cena szczepionki (około 100 złotych na jedno drzewo), druga to konieczność powtarzania zabiegu średnio co cztery lata.
<!** reklama>Szrotówek w błyskawicznym tempie opanował polskie kasztany, bo nie ma u nas naturalnego wroga. Jedynym ptakiem, który może pomóc w zwalczaniu tego szkodnika, jest sikorka, która chętnie zjada gąsienice szrotówka. W wielu miejscach w kraju, w pobliżu zaatakowanych drzew, obrońcy przyrody montują budki lęgowe, by zachęcić sikorki do osiedlenia się i do odżywiania się gąsienicami.
- Jak dotąd, nie opracowano skutecznej metody zwalczania tego szkodnika - mówi Edyta Kliczykowska, kierowniczka Wydziału Rolnictwa i Ochrony Środowiska Urzędu Miejskiego w Świeciu. - Dlatego, naszym zdaniem, wydawanie pieniędzy na metody, których efekt jest wątpliwy, to wyrzucanie społecznego grosza w błoto. Na razie ograniczamy się do dokładnego grabienia liści kasztanowca, w których zimują poczwarki tego szkodnika. Trzeba mieć nadzieję, że natura sama znajdzie skuteczny sposób, by ze szrotówkiem sobie poradzić - dodaje Edyta Kliczykowska.