https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dla sympatycznej panny Krysi od pana Wańki

Przemysław Przybylski
Uzdrowiska w naszym regionie całkiem nieźle radzą sobie na polskim rynku usług rehabilitacyjnych. Potrzeba im jednak sporo pieniędzy, by przyciągnąć bogatych kuracjuszy spoza Polski i osiągnąć europejskie standardy.

Uzdrowiska w naszym regionie całkiem nieźle radzą sobie na polskim rynku usług rehabilitacyjnych. Potrzeba im jednak sporo pieniędzy, by przyciągnąć bogatych kuracjuszy spoza Polski i osiągnąć europejskie standardy.

<!** Image 2 align=right alt="Image 22093" >Kujawsko-Pomorskie należy do czołówki uzdrowiskowej w Polsce. Nasze sanatoria mogłyby zarobić spore pieniądze, gdyby najpierw udało im się je zdobyć na inwestycje. Potrzebują ich dużo i szybko, by wreszcie liczyć się na europejskim rynku. Wszystkie trzy spółki sanatoryjne z regionu są własnością skarbu państwa, a z budżetu, jak wiadomo, kasy płynie mało.

Polska pod względem liczby uzdrowisk (mamy ich 44) plasuje się na 6-7 miejscu w Europie. Wydawać, by się mogło, że powinniśmy na nich zarabiać duże pieniądze, bo oferta jest różnorodna, a położenie większości kurortów atrakcyjne. Problem tkwi w finansach. Kuracjusze to przede wszystkim pacjenci skierowani przez Narodowy Fundusz Zdrowia i Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Obydwie te instytucje z roku na rok ograniczają wydatki na rehabilitację. Przez ostatnie osiem lat NFZ zmniejszył kwotę na leczenie sanatoryjne z 4,5 do jednego procentu swojego budżetu.

Kontraktowi i komercyjni

Tak zwani pacjenci kontraktowi, skierowani przez NFZ, ZUS, ośrodki pomocy społecznej, PFRON, itp., stanowią większość klientów sanatoriów. Wydawać by się mogło, że zapełnienie miejsc przez kontraktowców jest dobre dla uzdrowisk. Jest klient, są pieniądze. Tyle tylko, że kontraktowiec pozostawia w sanatoryjnej kasie około 70 zł dziennie, natomiast pacjent prywatny prawie 100 zł więcej. Różnica w dochodach uzdrowisk jest ogromna. - Pacjenci skierowani przez Narodowy Fundusz Zdrowia to połowa naszych klientów - mówi Jadwiga Twardowska, prezes „Solanek”, uzdrowiska w Inowrocławiu. - Z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych mamy 230 skierowań.

<!** Image 3 align=left alt="Image 22094" >Inowrocławska spółka może przyjąć 791 pacjentów. Dla klientów płacących z własnej kieszeni ma 250 łóżek.

W Wieńcu Zdroju koło Włocławka pacjenci kontraktowi to około 92 procent wszystkich kuracjuszy. W położonej wśród sosnowych lasów miejscowości dbać o swoje zdrowie może podczas jednego turnusu 350 osób. - W przyszłości chcemy zwiększyć liczbę łóżek do 370-380 - mówi Alicja Iżycka, prezes uzdrowiska.

Nie inaczej wygląda sytuacja w Przedsiębiorstwie Uzdrowisko Ciechocinek SA. Kontraktowcy to 65 -70 procent, a komercyjni to około 15 procent pacjentów spółki.

Odwrócenie proporcji w strukturze przyjmowanych pacjentów zdecydowanie poprawiłoby kondycję finansową wszystkich spółek. Szczególnie po przyciągnięciu klientów zagranicznych. Europejski rynek usług uzdrowiskowych szacuje się na około 50 mld euro. Jest więc o co się bić.

Dobre, bo tańsze

Polskie uzdrowiska mają wiele atutów, które mogą pomóc w walce o klienta z modnymi, ale droższymi konkurentami w Europie Zachodniej. Są tańsze, a ponadto mają rzadkie w skali europejskiej zasoby wód mineralnych, soli, leczniczych glinek, błota.

- Mamy własne złoża borowiny. Wystarczy ich na dwieście lat - zachęca Alicja Iżycka.

W czym więc tkwi problem? Dlaczego tak ślamazarnie wygląda przyciąganie bogatego klienta z Europy Zachodniej, Rosji czy Ameryki? Bo do tego potrzeba doskonałej bazy, wysokich standardów, superwarunków. Nie chodzi już tylko o intensywną kurację, ale też o połączony z nią wypoczynek, relaks, dobre samopoczucie. Zagraniczni klienci (polscy coraz częściej) płacą, ale wymagają bazy hotelowej i rehabilitacyjnej na wysokim poziomie. Do tego potrzeba milionowych nakładów.

- Ciągle jeszcze mamy archaiczny system ciepłowniczy. Zmieniamy go. Zwiększające się koszty gazu dobijają finanse spółki. W tym roku wydaliśmy na ciepło znacznie więcej niż zwykle, bo mieliśmy przecież bardzo ciężką zimę - skarży się Stefan Smulski, prezes PUC. - Systematycznie remontujemy obiekty. Nie da się jednak tego wszystkiego zrobić od razu.

Zachód już obstawiony

Ciechocinek szuka klientów w Niemczech i Szwecji. Uzdrowisko zdobyło już kilka umów stałych, ale to jeszcze mało. Za to Inowrocław przede wszystkim zwrócił się na Wschód. Prezentował swoją ofertę na targach w Moskwie i Kaliningradzie. - Zachód jest obstawiony. Nasze uzdrowisko współpracowało już kiedyś z Kaliningradem, ale kontakty się urwały - mówi Jadwiga Twardowska. - Staramy się je odnowić. Do nas jest stamtąd tylko 300 kilometrów.

Lepsze, bo prywatne

Kondycję finansową spółek mogłaby poprawić prywatyzacja. Jak na razie jedynym sprywatyzowanym uzdrowiskiem jest to w Nałęczowie. Reszta czeka, chociaż już za rządów Leszka Millera przygotowano strategię prywatyzacyjną. Uzdrowiska podzielono na trzy grupy. Do pierwszej trafiło kilkanaście najbiedniejszych, które miałyby zostać sprzedane. Osiem kolejnych po połączeniu trafiłoby na giełdę, jednak pakiet kontrolny pozostałby w rękach państwa - w tej grupie znajduje się Inowrocław. W całości własnością skarbu państwa pozostałyby uzdrowiska uznawane za dziedzictwo narodowe - jest wśród nich Ciechocinek.

<!** Image 4 align=right alt="Image 22095" >- My się jeszcze restrukturyzujemy. Mamy na to czas do końca roku, a do kwietnia 2007 r. musimy się rozliczyć - mówi Alicja Iżycka z uzdrowiska w Wieńcu, które znalazło się w grupie tych przeznaczonych do sprzedaży. Ta spółka ma efekty finansowe większe niż zakładano w projekcie restrukturyzacyjnym. Pomogło również dokapitalizowanie z budżetu państwa. 6 mln 291 tys. zł pozwoliło, m.in., unowocześnić i doposażyć bazę rehabilitacyjną. O poszukiwaniu kupca na uzdrowisko będzie można jednak mówić w najlepszym razie pod koniec 2007 roku. Czy sprzedaż nastąpi? Tego nie wiadomo.

- Ministerstwo chce się przyjrzeć, co zostało zrobione, zweryfikować - mówi Agnieszka Dłuska z ministerstwa skarbu. - Czy tak będzie, jak zakłada strategia? Nie wiadomo.

Uzdrowisko w Ciechocinku na prywatyzację, a tym samym zastrzyk gotówki z zewnątrz, nie ma co liczyć, musi zatem skupić się na wypracowywaniu zysków. - Mimo remontów trwających przez dwa ostatnie lata, mamy dodatni wynik netto. Bez sprzedaży własnego majątku - podkreśla prezes uzdrowiska, Stefan Smulski.

Spółka będąca w 100 proc. własnością skarbu państwa ma oprócz wydatków na remonty i modernizację sprzętu inne problemy. Balastem jest dla niej basen termalno-solankowy. Zabytkowy obiekt, z lat 30. XX w., jest od paru lat zamknięty i niszczeje. Niegdyś przyciągał tysiące osób spragnionych kąpieli w solance. Dzisiaj spółki skarbu państwa nie stać na jego użytkowanie. Miasto chciałoby przejąć basen i uruchomić, bo powstałyby nowe miejsca pracy i zwiększyłaby się liczba odwiedzających Ciechocinek. Spółka jest za, ale sprawę torpedują ministerialni urzędnicy. - Tracę nadzieję. Wydawało się, że finał sprawy jest tak blisko - wzdycha Leszek Dzierżewicz, burmistrz Ciechocinka. Nie pomogło zaangażowanie kancelarii poprzedniego prezydenta RP, premiera Marka Belki, ministrów, parlamentarzystów. Basen jak był, tak pozostał zamknięty. A przecież spółka, oddając go miastu, nie tylko pozbyłaby się zbędnego balastu, ale jeszcze na tym zyskała. Nowi turyści to potencjalni goście obiektów zarządzanych przez PUC.

Spółka z rządem

Chcąc przyciągnąć nowych klientów, uzdrowiska muszą się unowocześnić. Według różnych szacunków potrzeba na to od pół do miliarda złotych. A rocznie na ten cel z budżetu płynie tylko około 25 mln zł. Bez prywatyzacji na pieniądze nie ma co liczyć. Tylko czy znajdą się chętni, by wchodzić w spółkę z rządem, który chce mieć pakiet kontrolny? Inwestorzy raczej nie będą wykładać pieniędzy bez możliwości decydowania o losach spółki. Struktura właścicielska uzdrowisk w Polsce jest ewenementem w Europie. Większość z nich należy do skarbu państwa. W państwach tzw. starej Europy 80 proc. kurortów jest prywatnych bądź publiczno-prywatnych, 10 proc. komunalnych. A reszta należy do państwa.

50 mld euro, jakie wydają goście uzdrowisk w Europie, jest i w polskim zasięgu . Trzeba się jednak spieszyć, bo inni zjedzą przed nami najlepsze kąski z sanatoryjnego tortu. Tyle tylko, że władze spółek o swoim losie nie decydują. Leży to w gestii właściciela, czyli rządu. A ten zajęty był, niestety, przez ostatnie miesiące, politycznymi grami.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski