Kolejna duża bydgoska firma zaczyna sygnalizować ogromne kłopoty. Po Zachemie, w którym od kilku lat trwa restrukturyzacja, Centrostalu (który ogłosił upadłość i w którym główną rolę odgrywają syndycy), przyszedł czas na kolejną bydgoską ikonę - Bydgoskie Fabryki Mebli.
<!** reklama>
Ta zatrudniająca około 700 osób spółka to jeden z większych pracodawców w Bydgoszczy i nawet po zwolnieniu zapowiadanych 180 osób nadal nim będzie. Pytanie - czy te zwolnienia są konieczne? Dlaczego, szukając oszczędności w firmie, zaczyna się od cięć etatów, a nie szuka się innych, mniej społecznie szkodliwych możliwości? Niedawno wyczytałem, że przyczyną kłopotów BFM jest to, że Polacy mają mniej pieniędzy i gdy decydują się na kupno mieszkania, to owszem - na kredyt pieniędzy jeszcze wystarcza, ale na jego wyposażenie - już nie. A więc i na meble z BFM także. Nasi Czytelnicy wskazują jednak, że o ile meble z BFM są obiektem ich westchnień, to nie stać ich na takie zakupy, bo w porównaniu z innymi firmami produkty te znajdują się na wyższej cenowej półce. Nic więc dziwnego, że w dobie oszczędności, zamiast wysmakowanych, doskonale wykonanych bydgoskich mebli, ludzie kupują tańsze, mniej ekskluzywne. Może więc to byłaby dobra droga dla BFM? Produkować część asortymentu taniej i taniej go sprzedawać? Jestem przekonany, że chętnych byłoby z pewnością więcej, a i pracownicy firmy mieliby więcej pracy. Od firmy szczycącej się tytułem „Solidny Pracodawca” i „Inwestor w Kapitał Ludzki” takich rozwiązań można oczekiwać.
