Szybkie i łatwe 3:0 dla Zaksy. Mecz trwał 1 godz. i 9 minut. Ani trener Waldemar Wspaniały, ani kapitan Delecty Piotr Gruszka nie byli w stanie odpowiedzieć, dlaczego tak się stało...
<!** Image 2 align=right alt="Image 142113" sub="Dla zawodników Zaksy wczoraj zagrożeniem był tylko Grzegorz Szymański (atakuje), który zdobył 11 punktów Fot. Radosław Sałaciński">Tak słabo jak wczoraj zespół Delecty nie zagrał nawet przeciwko mistrzom Polski z Bełchatowa.
Na pięć spotkań w tym sezonie w „Łuczniczce” (w tym jedno pucharowe) bydgoscy siatkarze przegrali aż cztery. Co prawda w czwartek przed meczem z Zaksą trener Waldemar Wspaniały mówił, że własna hala nie jest już handicapem dla żadnej drużyny, ale to nie znaczy, żeby od razu przegrywać 0:3 i to bez walki!
Ciekawą rzecz powiedział tuż po meczu, jeszcze na parkiecie, przyjmujący Delecty Stanisław Pieczonka (wchodził na zmiany).
- Nawet nie wiemy, czy możemy czuć się tu jak we własnej hali, skoro nawet w przeddzień tak ważnego dla nas meczu nie możemy potrenować, bo odbywa się jakiś turniej piłkarski (memoriał Andrzeja Brończyka - przyp. Fa).
To prawda, zespół Delecty, w tym sezonie opuścił już wiele treningów w „Łuczniczce”.
<!** reklama>Siatkarze Delecty nie najlepiej zakończyli ubiegły rok (przegrana w Jastrzębiu 0:3 i u siebie w pucharze z Wieluniem 1:3), nie najlepiej też wczoraj zaczęli nowy rok (tu uwaga! 3:0 w Wieluniu było ich „psim obowiązkiem”).
Czy to przypadek, że gra zespołu zaczęła się psuć, gdy pojawił się w nim nowy libero Richard Lambourne? Nie trzeba być fachowcem, żeby stwierdzić, że nie jest on w olimpijskiej formie. Nic dziwnego, że kibice zaczynają tęsknić za sprawdzonym libero Michałem Dębcem.
Waldemar Wspaniały zapytany o Amerykanina odpowiedział tylko: - Nigdy nie oceniałem po meczu swoich zawodników. Ani nie chwaliłem, ani nie ganiłem. Tak jest i teraz.
Fakty
Powiedzieli po meczu
Waldemar Wspaniały, trener Delecty: - Zaksa zbiła nas strasznie, nie pamiętam ze swojej kariery trenerskiej takiej przegranej. Z arkuszy meczowych od razu widać, że przy takiej skuteczności w każdym elemencie gry nie mogło być inaczej. Oni 12 punktów z zagrywki a my nic, to o czym tu mówić?. To tak jak w boksie: walka do jednego narożnika. Pytanie: dlaczego tak się stało? Mamy o czym myśleć, ale teraz za duża pustka w głowie, żeby coś mądrego powiedzieć.
Krzysztof Stelmach, trener Zaksy: - Jestem zadowolony, strasznie zadowolony. Przyjeżdżaliśmy do Bydgoszczy z niepewnością, mieliśmy w pamięci mecz z inauguracji sezonu, który przegraliśmy u siebie 2:3 na własne życzenie. Ostatnio więcej pędzimy po kraju i Europie niż trenujemy, gramy praktycznie z marszu. Powiedziałem chłopakom w szatni, że takie mecze jak w Bydgoszczy są po to, żeby walczyć ze swoimi ułomnościami, zmęczeniem, bólami w kolanie i plecach. Utożsamiam ze swoimi zawodnikami, nieraz trzeba siegnąć do ich głów. Łatwo się gra, gdy ma się przewagę kilku punktów, jednak chłopakom dziekuję za to, że utrzymali koncentrację do końca. Są takie dni, że przeciwnikowi nic nie wychodzi, nie podnosi rękawicy, a nam idzie od początku meczu. Tak było teraz. Cieszę się tym bardziej, że po raz pierwszy wygrałem z trenerem Wspaniałym.
Michał Masny, kapitan Zaksy: - Zagraliśmy bardzo dobre spotkanie. We wszystkich elementach było perfect. Brawo dla nas!
Piotr Gruszka, kapitan Delecty: - Każda porażka boli, ale w tym wypadku bardziej boli styl, w jakim przegraliśmy. Nie tędy droga. Rywale dobrze zagrywali, kończyli akcje za pierwszym razem. Wiedzieliśmy, że Zaksa zawsze gra swoje, spokojnie od początku, my niby też, ale potem już było nie tak, a jak odskakiwali na 4-5 punktów, to trudno było ich gonić. W niczym nie mogliśmy się im przeciwstawić. Nasza reakcja na to co się działo na boisku była nie taka jak trzeba.
(Fa)