Darcy Ward, który został przyłapany przez policję w Australii, jak pod koniec ubiegłego roku jechał o 4.30 "pod dużym wpływem alkoholu i narkotyków" niezarejestrowanym i nieubezpieczonym motocyklem, a w dodatku bez aktualnego prawa jazdy, wydał oświadczenie.
<!** reklama>
Pisze w nim, że doniesienia prasowe mijają się z prawdą. Przyznaje, że do incydentu doszło 29 grudnia ub. roku. Twierdzi, że nie brał narkotyków, ale potem... przyznaje, że wypalił jednego jointa.
"W nocy byłem w parku za domem rodziców na mini-motocyklu o pojemności 50cc z dwoma kolegami, kiedy zobaczyłem, że policja jedzie przez park. Gdy zobaczyłem policję, to spanikowałem i pojechałem w dół alei do domu. Gdy policjanci przyszli do domu, nie zawahałem się nawet na moment i współpracowałem z nimi. Co do marihuany, to było coś, co zrobiłem tej nocy i tylko tej jednej nocy. Jestem rozczarowany swoim postępowaniem, ale muszę iść do przodu..." - pisze m. in. Ward w swoim oświadczeniu, przy okazji przepraszając wszystkich dookoła.
W przyszłym tygodniu Australijczyk ma się spotkać z toruńskimi działaczami i wyjaśnić im cały incydent. Dodajmy, że sędzia skazał go na grzywnę 5,5 tys., dol. australijskich i dwuletni zakaz prowadzenia pojazdów.