Chodzi nie tylko o to, że we wpisach odnoszących się do p.o. burmistrza Mroczy znalazły się tzw. groźby karalne. Grożenie komuś śmiercią czy pobiciem wydaje się ewidentnym przestępstwem.
Ciekaw natomiast jestem, jak sąd potraktuje wiązanki w stylu „mrotecka szmato”, także zawarte w tej korespondencji. Czy uzna te słowa za przestępstwo, czy też drastyczny w formie, ale w granicy prawa przejaw krytyki społecznej, której podlegają osoby pełniące funkcje publiczne, m.in. burmistrzowie i prezydenci miast.
Poza stylistyczną, nie widzę bowiem innej różnicy pomiędzy określeniem „szmata”, a określeniami „kłamca”, „złodziej” czy „oszust”, którymi codziennie jesteśmy karmieni podczas konferencji prasowych, wystąpień sejmowych, debat w studiach telewizyjnych, nie mówiąc już o komentarzach w mediach społecznościowych. Wypowiadając je lub nie reagując na inwektywy, funkcjonariusze publiczni ukręcili bicz na siebie. A przy okazji obrywają też inni.
