Czterech przedstawicieli rady nadzorczej poparło wczoraj zmianę nazwy bydgoskiego lotniska na „Port Lotniczy Bydgoszcz-Toruń”, ale dwóch jej członków było przeciwnych. Do zaakceptowania zmiany potrzebny był jednak stosunek głosów 5:1. Nieoficjalnie wczoraj słyszeliśmy, że pierwsza informacja o tym, że rada jednak poparła pomysł, mogła być próbą manipulacji. Po głosowaniu briefing przed ratuszem zwołał prezydent Bruski.
- Wbrew moim nadziejom, że marszałek wycofa się z tych kontrowersyjnych uchwał, zostały poddane pod głosowanie - stwierdził, nawiązując do wczorajszego, nocnego apelu posłów i radnych z Bydgoszczy.
Prezydent uważa, że zamieszanie wokół portu ma na celu wprowadzenie do RN siódmego członka - w takiej sytuacji dwóch przedstawicieli Bydgoszczy nie mogłoby zablokować żadnej uchwały RN. Co ciekawe, Toruń ma już swojego człowieka w radzie nadzorczej - jest nim wiceprezydent Torunia, który jest formalnie... przedstawicielem większościowego udziałowca, samorządu województwa.
- Głosowaliśmy za zachowaniem dotychczasowej nazwy i dotychczasowego akcjonariatu - mówi Piotr Tomaszewski, skarbnik miasta i przedstawiciel Bydgoszczy w RN PLB. - Za propozycją objęcia akcjonariatu nie szły żadne propozycje nowych połączeń lotniczych.
Rafał Bruski uważa, że o wszystkim można dyskutować, także o dodaniu Torunia do nazwy portu.
- Gdyby taka propozycja była, to należy rozmawiać, a nie w zabłoconych kaloszach wchodzić do salonu. Jeśli taka decyzja miałaby zostać podjęta, musiałaby mieć akceptację bydgoszczan, a o nią byłoby trudno, gdyby rozmowy przebiegały w normalnych warunkach, nie mówiąc już o obecnej sytuacji - mówi.
Prezydent podkreślił, że działania w PLB złamały ustalenia, które podjęto w czasie posiedzenia specjalnego kujawsko-pomorskiego zespołu, złożonego z działaczy PO. Co więcej, zamieszanie wokół PLB zostało bardzo źle odebrane przez szefa PO, Grzegorza Schetynę, który kilka dni temu gościł w Bydgoszczy. Ocenił, że podnoszenie takiego tematu to działanie na szkodę PO.