https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czerstwa buła z rodzynkami

Michał Żurowski, Onet/PAP
Polska, pierwszy raz od czasów Fibaka i Bońka, ma wreszcie swoje sportowe wizytówki, rozpoznawalne niemal na całym świecie. Jak dziwnie by to nie zabrzmiało w roku olimpijskim, nie są nimi mistrzowie z Pekinu. W światowej czołówce dyscyplin o zasięgu globalnym mamy tenisistkę i kierowcę Formuły 1.

Polska, pierwszy raz od czasów Fibaka i Bońka, ma wreszcie swoje sportowe wizytówki, rozpoznawalne niemal na całym świecie. Jak dziwnie by to nie zabrzmiało w roku olimpijskim, nie są nimi mistrzowie z Pekinu. W światowej czołówce dyscyplin o zasięgu globalnym mamy tenisistkę i kierowcę Formuły 1.

<!** Image 2 align=right alt="Image 102200" sub="Agnieszka Radwańska (Bella Cup 2005 w Toruniu) - „zaledwie” dziesiąta na świecie. Tyle że jest to dziesiąte miejsce wśród tysiąca dwustu sklasyfikowanych zawodniczek, marzących o awansie choćby do pierwszej setki. / Fot. Adam Zakrzewski">Długo było tak: coś tam słyszeliśmy, że w jakiejś Formule 1 wygrywają Emerson Fittipaldi i Nicki Lauda, ale w naszej telewizji dominowali polscy mistrzowie kierownicy, bijący rekordy świata w długodystansowym podróżowaniu fiatem 125 p. Świat podziwiał Eddy’ego Merckxa i Muhammada Ali, a my mieliśmy Szurkowskiego i Szozdę, Kuleja i Szczepańskiego. Nieprzypadkowo sięgam po przykłady boksu i kolarstwa. Bo to były

dwa światy.

Co najmniej dwa pokolenia Polaków w drugiej połowie XX wieku wychowywały się na sportowych złudzeniach o potędze naszych cyklistów i pięściarzy. Mieliśmy na pęczki amatorskich mistrzów Europy w boksie, kilku mistrzów olimpijskich i jednego (Średnickiego) mistrza świata. Mieliśmy też Wyścig Pokoju, a w nim naszych idoli, którzy później zostawali nawet mistrzami świata. Amatorskimi oczywiście. Fajnie było. Tyle że gdzieś daleko - za żelazną kurtyną - był inny boks i inne kolarstwo. Konfrontacja tych dwóch światów była jednak nieuchronna. Nasze „cudowne dzieci dwóch pedałów” poddały się weryfikacji jeszcze w dobie PRL-u. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia na wieści z wcale nie najbardziej prestiżowego wyścigu Paryż-Nicea, w którym Szurkowski dojeżdżał do mety w trzeciej dziesiątce. Bokserzy zderzyli się z zawodowcami później. Ze skutkiem… Gołoto-podobnym.

<!** reklama>Oczywiście, mieliśmy siatkarzy Wagnera, doskonałych lekkoatletów i kilka(naście) gwiazd innych dyscyplin, ale nawet nazwisko Szewińskiej nie utrwaliło się w najdalszych zakątkach świata. Kiedy wysłannicy naszej telewizji pytali gdzieś w Ameryce czy Azji, z kim kojarzy się tam słowo „Polska”, miejscowi wymieniali trzy nazwiska: „Papa Wojtyla”, „Walesa” i Boniek. Ewentualnie Lato. Po prostu: sport sportowi nierówny. Doskonałość można osiągnąć w wielu dziedzinach, ale do zbiorowej świadomości wedrzeć się mogą tylko nieliczni: piłkarze, tenisiści, kierowcy F1, legendy koszykówki i boksu, a w pozostałych (i to tylko niektórych) dyscyplinach jedynie multimedaliści lub autorzy rekordów świata, przesuwający granice ludzkich możliwości - giganci formatu Spitza i Phelpsa, Beamona i Lewisa, Tysona, Jordana, Armstronga…

<!** Image 3 align=left alt="Image 102200" sub="Robert Kubica. Do zbiorowej świadomości wedrzeć się mogą tylko nieliczni. / Fot. Marek Ulatowski/mwmedia.pl">Dwanaście miesięcy temu było tak: świat wybierał sportowcem roku Rogera Federera, najlepszymi zespołami: piłkarzy Milanu, team Ferrari i… rugbystów RPA, a my mieliśmy jak zawsze swojego Małysza i cieszyliśmy się z awansu piłkarzy do grona 32 finalistów mundialu. W tym pewnie wygrają gwiazdy z Pekinu - Phelps i Bolt, ale zwolenników mogą mieć także Lewis Hamilton, Rafael Nadal i piłkarze Hiszpanii. Nie ma się co łudzić - mimo szacunku dla olimpijskiego złota i litrów wylanego potu - że ktoś zauważy naszych wioślarzy, gimnastyka Blanika albo pchającego kulą Majewskiego. Igrzyska są raz na cztery lata, wizytówki potrzebne są „na okrągło”. My mamy teraz dwie. I to jest

dobra wiadomość.

Agnieszka Radwańska - „zaledwie” dziesiąta na świecie. Tyle że jest to 10. miejsce wśród 1200 sklasyfikowanych zawodniczek, marzących o awansie choćby do pierwszej setki. I Robert Kubica - w tym roku „tylko” czwarty. Tuż obok podium najbardziej elitarnej dziedziny współczesnego sportu - towarzystwa, w którym już sama obecność jest trudnym do spełnienia marzeniem większości kierowców na świecie. Jeśli ktoś doda - Małysz, to znaczy - buja w obłokach. Skoki narciarskie, choćbyśmy tu mieli kompletnego hopla na ich punkcie, popularne są tylko w kilku krajach - w Niemczech, Austrii, może jeszcze w Norwegii, Finlandii, Słowenii… A w tenisa gra się i ogląda go wszędzie. W pierwszej setce światowego rankingu błyszczą siostry Williams, dwie Serbki i aż roi się od Rosjanek, ale na miejscu 12. jest Dunka (polskiego pochodzenia), na 13. Szwajcarka, na 14. Włoszka, na 15. Białorusinka, dalej dwie Francuzki, Słowaczka, Słowenka, Hiszpanka, Chinka… Jest Hinduska, są dziewczyny (dwie!) z Kazachstanu, Uzbekistanu, Rumunii, Paragwaju, Tajwanu, ale też oczywiście ze Szwecji, Anglii, Niemiec… Cały globus! To niesamowite - i wątpię, czy do końca u nas docenione - że w takiej konkurencji Radwańska jest w pierwszej dziesiątce. Niesamowite tym bardziej na tle takich np. Niemiec, które mając nieporównanie lepszą bazę, rozwinięty system szkolenia i pieniądze, bezradnie szukają następczyni Steffi Graf. To bardzo dobra wiadomość. Ale jest też zaraz, jak w starym dowcipie

wiadomość zła.

Kubica i Radwańska nie mają nic wspólnego z ogólnym poziomem polskiego sportu - z jego organizacją, bazą, systemem selekcji, jakąś myślą szkoleniową, ze wsparciem państwa. Jeśli Agnieszka i Robert cokolwiek zawdzięczają państwu, to wyłącznie państwu Radwańskim i państwu Kubicom. Ich sukcesy są owocami ich talentu, ich pracy (pewnie także szczęścia) oraz wysiłków najbliższych. Ale pozostają całkowicie oderwane od prawdziwego obrazu naszego sportu. W przypadku Kubicy można to jeszcze zrozumieć. Trudniej pojąć i zaakceptować sytuację, w której polski tenis to Radwańska, potem długo nic, debel Fyrstenberg-Matkowski, znów długo nic, Domachowska i młodsza Radwańska, a dalej pustka. Można się oczywiście pocieszać zdolnymi juniorami (teraz Janowicz), ale wciąż są to tylko rodzynki - tyle że młode - w zakalcu. Gdyby było inaczej, nie pojawiałyby się takie informacje jak ta sprzed kilku dni…

„Joanna Nalborska ma 15 lat, niektórzy porównują ją do Radwańskiej. Podobnie jak jej starsza o cztery koleżanka, ogrywa swoje rówieśniczki we wszystkich kategoriach wiekowych. W 2006 roku, mając zaledwie 13 lat, została najmłodszą w historii finalistką turnieju dla młodzieży do lat 16 „Tomaszewski Cup”. Rok później znów grała w finale, w tym roku udało jej się wygrać. Tak jak cztery lata temu Radwańskiej, która pół roku później podpisała indywidualną umowę sponsorską z firmą Prokom i mogła wyruszyć na podbój świata (w 2005 roku wygrała juniorski Wimbledon). Nalborska może o tym tylko pomarzyć, bo firma Krauzego właśnie wycofuje się z finansowania polskiego tenisa.”.

Bez Krauzego ani rusz? A

gdzie jest państwo?

Gdzie (i po co?) jest Polski Związek Tenisowy? Ciekawe, co byłoby z Radwańską, gdyby do 19. roku życia nie zdążyła zarobić pieniędzy (tylko w tym roku 1,6 mln dolarów), pozwalających utrzymać się teraz samodzielnie na drogiej, kręcącej się niemal przez cały rok tenisowej karuzeli…

Zresztą, czy nie jest podobnie z przedstawicielami innych - mniej prestiżowych, mniej konkurencyjnych, a więc i łatwiejszych do wykreowania gwiazd - dyscyplin? Weźmy wspomnianego Małysza. Ile zawdzięcza własnemu talentowi, a ile Polskiemu Związkowi Narciarskiemu? Jak wyglądają polskie skoki poza Małyszem? Wcale nie wyglądają. A jak wyglądałyby biegi narciarskie bez Justyny Kowalczyk? Tak jak polski żużel bez Tomka Golloba, jak nasza gimnastyka sportowa bez Leszka Blanika i biathlon bez Tomasza Sikory…

Jedyny program, jaki widać w polskim sporcie, to program „Mam talent”.

Fakty

Najpopularniejsi sportowcy świata

Brytyjski piłkarz, David Beckham, jest najpopularniejszym w Internecie człowiekiem sportu na świecie. Jego nazwisko jest wyszukiwane dziennie ponad 42 miliony razy. Drugie miejsce zajmuje również futbolista. Cristiano Ronaldo (Portugalia) ma wynik o dziesięć milionów gorszy. Trzeci jest hiszpański tenisista Rafael Nadal - 27 milionów. W notowanej setce jest jeden Polak. Czwarty kierowca Formuły 1 w 2008 roku, Robert Kubica, jest sześćdziesiąty. Tuż przed nim plasuje się piłkarz wszech czasów Pele (Brazylia). Czołową setkę zamyka trener piłkarskiej reprezentacji Anglii Fabio Capello. Poza wymienioną na wstępie trójką w czołowej dziesiątce są jeszcze: Ronaldinho (Brazylia, piłka nożna), Andriej Arszawin (Rosja, piłka nożna), Diego Maradona (Argentyna, piłka nożna), Tiger Woods (USA, golf), Zinedine Zidane (Francja, piłka nożna), Michael Jordan (USA, koszykówka) i Lewis Hamilton (Wielka Brytania, Formuła 1).

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski