https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czekają jak kania dżdżu

Winniczki mogą spać spokojnie, a kurki usychają z tęsknoty za deszczem. Cała nadzieja w czarnych łebkach. Właściciele skupów o ich niedobór się nie martwią, byle tylko miał je kto zbierać...

Winniczki mogą spać spokojnie, a kurki usychają z tęsknoty za deszczem. Cała nadzieja w czarnych łebkach. Właściciele skupów o ich niedobór się nie martwią, byle tylko miał je kto zbierać...

<!** Image 2 alt="Image 155380" sub="Zbieranie grzybów - dla jednych przyjemność, czasem wręcz obsesja. Dla innych to okazja do podratowania domowego budżetu Fot. Jacek Smarz">Według Małgorzaty Skurczewskiej z firmy Bruspol, w tej chwili oprócz grzybów, szukać trzeba także grzybiarzy. I to pilnie. - Od lat emigrują za granicę do innych prac, pozostają tylko najstarsi, wytrawni znawcy - frasuje się właścicielka firmy. - Są też na szczęście młodzi, którzy chcą zarobić na zeszyty i książki do szkoły. Bo na grzybach można jeszcze zarobić. Borowik - tu ceny bywają różne, wahają się od 7 do 12 złotych za kilogram. Borowik był, ale już się zmył. Jeszcze kilka dni temu można było dorodne sztuki znaleźć, ale nie wszędzie. Fachowcy mają swoje miejsca. Kurka też się pokazała, zapowiadał się nawet jej wysyp, a tu przykra niespodzianka. Kurka wyschła. Teraz jest jej jak na lekarstwo.

Skup w Kościerzynie (40 km za Brusami) chwalił się swego czasu rekordami. Najlepsi kurkarze przynosili na sprzedaż nawet po kilka skrzynek pomarańczowych przysmaków dziennie. Skrzynka mieści pięć kilogramów, a kilogram jest wart około 7 złotych, albo i więcej. Cena zależy od jakości grzyba i od popytu.

<!** reklama>Małgorzata Skurczewska zauważa, że pojawia się powolutku podgrzybek, tyle że też nie najlepszej jakości. W punktach skupuje się go po 5 zł za kilogram. - Podgrzybek powinien mieć kolejny wysyp w okolicy jesieni, chociaż ja nie jestem w stanie niczego przewidzieć w związku z anomaliami pogodowymi. I niestety, Polska nie jest już zagłębiem grzybowym, pępkiem leśnego świata. Są inni i dyktują warunki. Grzybami handlują kraje bałkańskie, Chiny. Gdy mamy za drogi towar, klienci rezygnują z zakupów w Polsce i idą do zagranicznej konkurencji. Liczy się ekonomia.

Komu noga powinęła się na kurkach czy jagodach, może spróbować w innej dziedzinie. W Rybitwach wciąż skupuje się czarny bez i kasztany. Z bzu produkuje się soki, napoje, herbatki, ale także barwnik do spodni jeansowych oraz płyn do pieczątek, którym pieczętowane są zabite w ubojni zwierzęta, na przykład świnie. Chodzi o to, by żywność nie miała kontaktu z żadnymi sztucznymi barwnikami. Wyciągi z kasztanów trafiają zaś do firm kosmetycznych, farmaceutycznych. Właściciele skupu zapraszają we wrześniu.

W obliczu suszy lasy odwiedzają przeważnie pasjonaci, dla których wypatrywanie kapeluszy jest największą życiową przyjemnością. Uwaga! Od tego można się uzależnić! W lasach okalających Bydgoszcz spaceruje Jolanta Gadecka. Po niej nie ma sensu wybierać się na grzybobranie. Dlaczego? Jolanta Gadecka na grzybach jest właściwie od dzieciństwa, czyli od kilkudziesięciu lat. - Mnie grzyby rosną przed oczami. Jeżdżę pod Solec Kujawski, w Bory Tucholskie, penetruję także moje okolice Łochowic. W Łochowicach rosną małe sosenki, zdarzało się że wśród nich, przed swoim domem zbierałam dwa wiadra maślaków! Z rozpoznawaniem grzybów nie mam żadnych problemów. Od razu wiem, że kania to kania, a sromotnik, to sromotnik. Opatrzyłam się przez te lata. Najwięcej grzybów przyniosłam tyle, że zapełniłam domową wannę...

Pani Jolanta doradza, że najlepiej zbierać o świcie. - Czasem wyjeżdżam z domu, gdy jest jeszcze ciemno. Pamiętam, że czekaliśmy ze znajomym przy samochodzie, aż zrobi się jasno. Później gorzej widać, bo zmienia się kąt padania słońca.

Długi rękaw, kalosze, zasłonięte szyja, głowa - to strój na grzybobranie. W myślęcińskich lasach dopadło mnie kiedyś, mimo szczelnego stroju, aż 11 maleńkich kleszczy. Z wszystkimi sobie poradziłam. Trzeba je sprawnie usunąć, zanim urosną. Nie lubię zorganizowanych dużych grzybobrań. Chodzenie po lesie to dla mnie relaks, czas wyciszenia, nie chcę wtedy rozmawiać, wolę myśleć o różnych sprawach.

Inny cel ma pani Marta z Inowrocławia. - Nie chodzi mi o relaks, ale o robienie zapasów na zimę. Jagody zasypuję cukrem i zamykam w słoikach. Będą do ciasta, albo naleśników, racuchów. Trafiają się też maliny i jeżyny. Mam kilka miejsc, ale nie zawsze owoce są dorodne. Dzikie maliny bywają mniejsze, czasem są robaczywe. Grzyby suszę, marynuję, smażę je także w cebuli i zamykam w słoikach. Dla mnie to kwestia przetrwania. Nie mam stałego zatrudnienia, więc każdy sposób na zorganizowanie pieniędzy i żywności dla rodziny jest dobry. Do lasu chodzimy z mężem, teściową, dziećmi. Gdy jest dobry rok, można naprawdę z lasu wyżyć. Grzyby z ziemniakami, z plackami ziemniaczanymi, z makaronem, z kopytkami, wreszcie zupa grzybowa. Taka monotonia jest do przełknięcia.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski