Wymiana żywności z darów unijnych na pieniądze kwitnie wśród osób ubogich i bezdomnych. Sprytni stale szukają kupca i go znajdują. Mleko i sery oddają za kilka złotych.
<!** Image 2 align=right alt="Image 57598" sub="Kamera na dworcu Bydgoszcz Główna rejestruje niezwykłe zdarzenia...">Pani Lidia wmawiała współlokatorom, że zbiera na porcję rosołową i makaron. Kilka minut po przeprowadzeniu transakcji w sklepie spożywczym, zaprzyjaźniona sprzedawczyni wymieniała makaron na dwa złote, a te z kolei pani Lidia zamieniała na promile. Gorzej było z mięsem, którego oddać nie można. Trafiało na śmietnik. Na tekst o jedzeniu zawsze nabierał się jakiś przechodzień albo sąsiad. - Kiedyś pijana sąsiadka przyniosła mi na sprzedaż podejrzanie wyglądające przetwory, kompoty, sałatki itp. Słoje kleiły się od brudu, sąsiadka ledwo trzymała się na nogach - mówi pani Halina z ulicy Gdańskiej.
<!** Image 3 align=left alt="Image 57598" sub="...i ludzi, którzy stracili wszystko">W Śródmieściu swego czasu pijaczkowie odwiedzali sklepy spożywcze i domagali się zwrotu pieniędzy za towar rzekomo zakupiony przez dziecko. W razie niepowodzenia, z reklamówką pełną zakupów szli do następnego sklepu.
- Sprzedają wszystko - mówi Henryk Piątek, kierownik noclegowni przy ul. Zygmuna Augusta w Bydgoszczy. - Zimą odzież zimową i buty, a przez cały rok żywność. Gdy przy ulicy Warmińskiego ustawia się kolejka do darów unijnych, wielu czekających już ma na mleko i sery kupców. Na własne oczy widziałem, jak taksówki odbierały towar od podopiecznych MOPS. Bezdomni tułający się po dworcu są tak zdesperowani, że wszystko by sprzedali.
- Wiem, że serki topione, sery żółte, mleko i płatki kukurydziane podopieczni pomocy społecznej próbują zbyć na rynku przy placu Piastowskim, niektórzy chodzą też po Starym Rynku, zaczepiają starsze osoby i próbują im sprzedać jedzenie - mówi pracowniczka Centrum Pomocy Bezdomnym „Betlejem”.
<!** reklama right>Handel dotyczy także kradzionych w kioskach gazet.
- Hol jest pełen kloszardów - słyszymy w dworcowym kiosku. - Mnie się boją, progu nie przestąpią, ale kiedyś bezczelnie kradli gazety. Gazeta kosztuje ponad złotówkę, kloszard kradł mi kilka egzemplarzy i próbował odsprzedać za 50 groszy ludziom stojącym w kolejce po bilet. A na końcu peronów zbierają się, piją alkohol, który udało się kupić za uzbierane pieniądze. I rozrabiają.