https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czas wietrzenia szaf

Jeden rzut oka na szafę i przygnębienie gotowe. Nieunikniona świadomość, że bermudy i zwiewne suknie w kwiaty będą już zupełnie zbędne, doprowadza do rozpaczy. Czy ktoś, patrząc dziś za okno, pamięta, że w lipcu nie było czym oddychać?

<!** Image 2 align=none alt="Image 156223" sub="Tak trzy lata temu wyglądali uczniowie bydgoskiej SP nr 45 tuż po inauguracji roku szkolnego. Jednolite stroje sprawdzały się w każdej sytuacji
/ Fot. Tadeusz Pawłowski">Jeden rzut oka na szafę i przygnębienie gotowe. Nieunikniona świadomość, że bermudy i zwiewne suknie w kwiaty będą już zupełnie zbędne, doprowadza do rozpaczy. Czy ktoś, patrząc dziś za okno, pamięta, że w lipcu nie było czym oddychać? Że gazety pełne były rozkosznych dywagacji o braku w sklepach wiatraczków i klimatyzatorów, pytań o to, kto stoi za niedostatecznie schłodzonymi napojami chłodzącymi? Od kilku dni co rano przesuwa mi się przed oczami znienawidzona taśma - ciemno, śnieg, droga z dziećmi do szkoły, droga solo do pracy, droga do sklepu, ciemno. Śnieg! Dużo śniegu, dużo tygodni z prognozami poniżej zera stopni Celsjusza (choć słyszałam opinię uczonego klimatologa, że „w polskiej praktyce” nie występują takie dołujące zimy jedna po drugiej). Poczucie, że do szafy już nigdy nie wrócą bermudy i zwiewne suknie w kwiaty...

<!** reklama>Okazuje się jednak, że do łask oraz na wieszaki nie wrócą też pewnie i uczniowskie mundurki, które przed trzema laty tak rozpaliły głowy uczniów, nauczycieli i rodziców. Przypomnijmy, że idea była wielokrotnie złożona. Z jednej strony miała budować poczucie wspólnoty, nawiązywać do najlepszych szkolnych tradycji, z drugiej - co przykre może - dawać poczucie bezpieczeństwa. W naszych złych czasach miała być emblematem odróżniającym wychowanka danej placówki od nieproszonego gościa (zakładając, że nie byli nimi wszyscy nieumundurowani zapominalscy czy po prostu kontestatorzy ujednoliconych kamizelek czy sweterków). Z naszego redakcyjnego sprawdzianu wyszło, że pomysł umarł śmiercią naturalną (jak zgodnie określali nasi rozmówcy). Na początku obowiązkowe, szkolne uniformy mogły w następnych latach zostać, jeśli taką wolę wyraziła szkolna społeczność. Rzadko gdzie zostały. Powód był prosty - sentymenty do przedwojennych tradycji przegrały z powojenną rzeczywistością i ekonomią. Jak bardzo przytomnie zauważył dyrektor bydgoskiej podstawówki, mundurek po 70 złotych po dwóch praniach przypominał często szmatę, a nie reprezentacyjny strój dumnego ucznia prestiżowej szkoły. A owe 70 złotych to był często i tak wielki wysiłek finansowy dla rodziców, którzy od szpanerskiego wdzianka woleli zwykle coś praktyczniejszego do gospodarstwa. Co ciekawe, na możliwość zapakowania podopiecznych w jednolity strój (oficjalna nazwa pomysłu ministra Giertycha) nie rzuciły się nawet okoliczne szkoły prywatne. Co ciekawe, ze względów bezpieczeństwa a rebours. Z obawy, by tarcza szkoły niepublicznej nie była wabikiem dla potencjalnych napastników. Skłonnych ograbić dzieciaka z wypasionej komórki czy i-Poda. Bo skoro ma TAKĄ tarczę, musi mieć TAKI sprzęt... I wszystko zostało po staremu, ku zadowoleniu wielu rodziców, zwłaszcza tych w średnim wieku, pamiętających ze swoich młodych lat znienawidzone non-ironowe fartuchy. Miałam bordowy. Obrzydliwość.

O swoje mundurki z pewnością nie muszą martwić się strażnicy miejscy, obchodzący wczoraj swoje święto. Formacja ta budzi ciągle nader gorące emocje. My jesteśmy dziś świątecznie mili, odnotowujemy ten fakt, jak i to, że w jej szeregach są wyjątkowo urodziwe funkcjonariuszki. Szkoda, że nasi fotoreporterzy nie mogą liczyć na podobnie ciepłą wzajemność. Regularnie i dotkliwie karani za nieprzepisowe parkowanie auta podczas wykonywania obowiązków służbowych, zaczynają popadać w obłędne przekonanie, że za każdym rogiem czeka strażnik oddelegowany specjalnie do ich obsługi. Do legendy redakcyjnej przeszła już historia red. B., którego samochód stojący w rejonie skrzyżowania na Podwalu przez dwadzieścia minut został uwięziony tam na dodatkowe półtorej godziny postępowania, w które zaangażowane były dwie obsady strażniczych furgonetek (zaparkowanych w tym czasie na zakazie zatrzymywania się i postoju). Strażnicy nie znali jednak równie legendarnego gadulstwa red. B., które doprowadziło go w efekcie do komendy policji na badanie alkomatem. Trzeźwy jak dziecko obiecał, że nie będzie chował urazy. Co należało udowodnić.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski