Dopiero 100 lat po katastrofie, wywołanej upadkiem meteorytu tunguskiego udało się naukowcom po raz pierwszy namierzyć niewielki obiekt kosmiczny, zanim jeszcze uderzył w Ziemię.
<!** Image 2 align=right alt="Image 101502" sub="Symulacja komputerowa katastrofy tunguskiej, opracowana w Sandia National Laboratories.">Nad ranem 7 października 2008 r. o godzinie 4.46 na niebie nad Sudanem pojawił się obiekt z kosmosu. Bolid eksplodował. Na szczęście okruch, określany jako planetoida lub meteoroid kosmiczny, miał średnicę tylko 2 - 3 metrów, dlatego po wejściu w atmosferę większość tworzącej go materii spaliła się, a reszta wybuchła na sporej wysokości z siłą około kilotony TNT, nie czyniąc szkód.
Według informacji przekazanych przez NASA, ten obiekt oznaczony symbolem 2008 TC3 został odkryty ponad dobę przed tym, jak uderzył w Ziemię. To wielki sukces, ale i ostrzeżenie. Bo tylko szczęściu możemy zawdzięczać, że 2008 TC3 nie był dziesięciokrotnie większy oraz że wszedł w atmosferę z taką prędkością i pod takim kątem, iż materia, z której się składał, do powierzchni naszej planety nie dotarła.
Jak podają eksperci, tak małe, choć groźne obiekty kosmiczne niezwykle trudno namierzyć. Nie można też precyzyjnie ustalić orbity takich ciał. W praktyce oznacza to, że do ostatniej chwili właściwie nie wiadomo, czy taki bolid zderzy się z Ziemią, czy raczej ją ominie. A nawet jeśli uda się to ustalić, jak w przypadku 2008 TC3, to wciąż brak technologii i procedur umożliwiających powstrzymanie takiego obietu przed uderzeniem w naszą planetę - czy to przez jego zniszczenie, czy przez zmianę trajektorii jego lotu.
<!** reklama>Zajście z 2008 TC3 w roli głównej przypomina, że mimo rozwoju technologii pozwalających astronomom wyszukiwać NEO (Near Earth Object, jak określa się krążące w kosmosie obiekty potencjalnie groźne dla naszej planety), czarny scenariusz wciąż jest aktualny. Za przykład trzeba brać skutki katastrofy sprzed stulecia, wywołanej upadkiem kosmicznego ciała. Wówczas na Syberii w rejonie rzeki Tunguska Podkamienna uderzył w Ziemię jakiś obiekt, który ówczesna prasa nazwała meteorytem tunguskim. Bo gdyby Meteoryt Tunguski nie trafił w odludną tajgę, lecz w centrum Londynu, Berlina czy Nowego Jorku, historia XX wieku zapewne potoczyłaby się inaczej. Przy okazji okrągłej, setnej rocznicy tego szczególnego wydarzenia, astronomowie powrócili do dyskusji na jego temat. Tym bardziej, że wielu ekspertów twierdzi, że katastrofa tunguska może powtórzyć się w każdej chwili.
- W pobliżu Ziemi odkryto już ponad 740 potencjalnie niebezpiecznych dla Ziemi ciał o średnicy ponad kilometra - oświadczył dziennikarzom światowych mediów dr Donald Yeomans, szef projektu Near-Earth Object Program, którego celem jest poszukiwanie potencjalnie niebezpiecznych obiektów kosmicznych.
Sporo tych wielkich pocisków krąży nad naszymi głowam. Nie trzeba kilometrowej asteroidy, byśmy nabawili sie poważnych kłopotów. Bo według najnowszych analiz kataklizm na Syberii został sto lat temu wywołany przez obiekt o średnicy zaledwie 60 metrów. Wykazały to obliczenia wykonane w grudniu ub.r. na superkomputerze w Sandia National Laboratories w Nowym Meksyku. Jakie były skutki impaktu?
Małe jest niebezpieczne
30 czerwca 1908 r. nad środkową Syberią w rejonie rzeki Podkamienna Tunguska pojawił się jasno świecący i szybko lecący obiekt. Jego wybuch słychać było w promieniu setek kilometrów, a fala uderzeniowa powaliła las na powierzchni 200 km kw. Wcześniej, przez dziesięciolecia, nauka zakładała, że katastrofę wywołał meteor lub kometa o promieniu około 60 m. Nowe obliczenia wskazują jednak, że straszliwe skutki katastrofy tunguskiej wywołało uderzenie ciała kosmicznego o znacznie mniejszych rozmiarach, o promieniu najwyżej 30 m.
Te ustalenia przybliżają nas nie tylko do rozwiązania jednej z największych zagadek XX w., ale rzucają też nowe światło na możliwość przewidywania podobnych katastrof w przyszłości. Fakt, że tak duże zniszczenia mogły być wywołane wybuchem stosunkowo małego obiektu oznacza, że naukowcy powinni śledzić znacznie więcej obiektów kosmicznych mogących zagrozić Ziemi. Dziś tylko sporadycznie, tak jak w przypadku 2008 TC3, obserwuje się ruch obiektów o średnicy mniejszej niż 140 m. Obliczenia superkomputera Sandia wskazują, że i takie małe ciała kosmiczne są dla nas niebezpieczne. Biorąc to pod uwagę, eksperci z wielu ośrodków naukowych nawołują do przemyślenia strategii ochrony Ziemi przed tego rodzaju obiektami.
Fakty
Według najnowszych analiz NASA, do zderzeń takich jak w rejonie rzeki Tunguska Podkamienna może dochodzić średnio raz na 300 lat. Eksperci wskazują jednak, że w pewnych okolicznościach do takich katastrof może dochodzić znacznie częściej. Na tę opinię wpłynęły ostatnie dane, mówiące, że w pobliżu Ziemi krąży ponad 350 tys. obiektów o rozmiarach poniżej 100 m.