Dyskusje na temat raportu Antoniego Macierewicza (o likwidacji WSI) nadal są gorące. Wkrótce rozpoczną się prokuratorskie śledztwa i procesy.
<!** Image 2 align=right alt="Image 46077" sub="Tadeusz Głowacki rozważa złożenie pozwu przeciwko autorom raportu">Jedne z wniosku samego likwidatora. Inne z powództwa osób, które poczuły się pomówione. Tym, co napisano o nich w raporcie. Obronę swojego dobrego imienia zapowiada m.in. gen. rez. Tadeusz Głowacki. W bydgoskim wątku raportu Macierewicza występuje jako organizator nieformalnej struktury „Rolowisko”. Komisja weryfikacyjna nazwała „Rolowisko” patologicznym układem, związanym z realizowanymi przez WP inwestycjami i usługami budowlanymi. Pojawił się zarzut ustawiania przetargów. W ub. sobotę „Express” ujawnił, że Stowarzyszenie Najwyższej Nieodpowiedzialności „Rolowisko” (tak brzmi jego pełna nazwa) to grupa emerytowanych pułkowników, związanych z kwatermistrzostwem i wojskowym budownictwem.
<!** reklama left>Parę razy w roku rezerwiści spotykają się przy wódeczce. Mają swoją przysięgę („przyrzekam być nieodpowiedzialnym w żartach, dowcipach i ogólnej zabawie”). I hymn („pij, gdy pada, pij, gdy wypada”). W raporcie pojawia się sugestia, że „w trakcie tych spotkań dochodziło do zawierania porozumień i optowania na rzecz określonych inwestycji i usług na zasadzie uprzywilejowania”. Co na to generał?
Z generałem rezerwy Tadeuszem Głowackim rozmawia Grażyna Ostropolska
W raporcie Macierewicza jawi się Pan, jako inicjator patologicznego układu „Rolowisko”...
Trzeba szerokiej i kreatywnej wyobraźni, żeby coś takiego wymyślić. Ja byłem czynnym oficerem, a „Rolowisko” to emeryci. Grupa moich byłych szefów i kolegów, którzy przeszli do rezerwy. Czasem zapraszają mnie na spotkania, co poczytuję sobie za zaszczyt. I wyrzucam sobie, że z braku czasu, tylko dwa razy mogłem w ich imprezach uczestniczyć. Oni spotykali się w piątek. A ja właśnie w piątek wieczorem wracałem z Warszawy do Bydgoszczy. Czekały na mnie rodzinne obowiązki.
Przecież Pan Generał występuje w raporcie jako oficer rezerwy...
Na Boga! Ten akapit musiał chyba powstać kilka dni przed ujawnieniem raportu, bo ja do rezerwy przeszedłem dopiero 1 lutego. I nie byłem jakimś tam generałem, który nagle pojawił się w informacjach WSI. Od 2003 byłem zastępcą, a od 2005 do lipca 2006 r. - dyrektorem Departamentu Infrastruktury MON, odpowiedzialnym za wszystkie inwestycje w polskim wojsku.
Czy ktoś z komisji weryfikacyjnej z Panem rozmawiał, zażądał wyjaśnień? A może wymuszono na Panu rezygnację z czynnej służby?
Rezygnację ze stanowiska złożyłem kilka miesięcy wcześniej i nie miała ona nic wspólnego z insynuacjami, które wyczytałem w raporcie. Byłem nimi zszokowany, bo nikt wcześniej nie zażądał ode mnie wyjaśnień. Pani pierwsza mnie o te sprawy pyta.
Są jednak w raporcie fakty, których podważyć się nie da. Jak choćby ten: Głowacki był powiązany z właścicielem bydgoskiej firmy „Lech”, która wygrywała przetargi...
Tak. Lech Różycki jest moją rodziną! Ale, czy to grzech? Wstyd? Ja w bydgoskim światku budowlanym obracam się od 1975 r. Wszystkich tu znam, prawie z każdym piłem kawę. Jestem zapraszany na Dni Budowlanych. Zanim trafiłem do Warszawy, byłem szefem Rejonowego Zarządu Infrastruktury w Bydgoszczy. Sam prowadziłem budowy. Zawierałem też kontrakty na budowy i remonty wojskowych obiektów z innymi firmami. Głównie miejscowymi.
Z „Lechem” też?
W tym czasie, jeżeli dobrze pamiętam, „Lech” nie wygrał żadnego przetargu w RZI. Mówię o okresie, w którym ja byłem tam szefem. Chyba że realizował wcześniej zawarte umowy. Różycki budował dla wojska od wielu lat. Wtedy, gdy był wicedyrektorem Bydgoskiego Kombinatu Budowlanego „Wschód” i później, gdy założył własną firmę.
A Tomasz Woźniak? Raport wspomina o Pańskich „bliskich kontaktach” z właścicielem „Megi”.
Jeszcze lepiej znałem firmę jego ojca, która od lat wykonywała usługi dla wojska. Czy to go dyskwalifikuje?
Jeżeli przez ostatnie lata miał Pan Generał nadzór nad wojskową infrastrukturą to zapewne miał też wpływ na rozstrzygnięcia przetargowe?
O wyborze oferty decyduje komisja, powołana przez RZI, bądź Zakład Inwestycji i Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego. Zasiada w niej co najmniej 5 osób. Nie do pomyślenia jest, żebym każdą z nich prosił o uwzględnienie mojej supozycji. Musiałbym być samobójcą! Przecież za chwilę ktoś by o tym doniósł.
I tak ktoś doniósł WSI o „Rolowisku”?
Proszę zwrócić uwagę na takie fakty: W raporcie na str 6. czytamy, że informacje o działalności tej grupy uzyskano podczas wysłuchania przed komisją. Oraz stwierdzenie, że o ile oświadczenia pisemne żołnierzy WSI były składane pod odpowiedzialnością karną, to już ich relacji podczas wysłuchań nie objęto takimi rygorami. Ktoś chciał się pewnie wykazać...
Możliwe, że tak było, ale na kolejnej stronie raportu jest taki akapit: „Ta wiedza pozwoliła komisji na odnalezienie akt, prowadzonych przez jednostkę oddaloną od miejsca wydarzeń o 300 km”.
Widocznie pozyskana przez WSI informacja okazała się mało wiarygodna, skoro sprawie nie nadano biegu.
A czy przypadkiem WSI i żandarmeria nie mają obowiązku ochrony wojskowych inwestycji? Także przyglądania się przetargom?
Mają i tak też było. Były też w departamencie infrastruktury, którym kierowałem, szczegółowe kontrole. Nie znaleziono nieprawidłowości.
W raporcie pojawia się zarzut, że optowanie na rzecz firm powiązanych z „Rolowiskiem” było możliwe, bo minister odpowiedzialny za infrastrukturę zezwalał na specjalny tryb przetargowy. Argumentem było bezpieczeństwo strategicznej budowy.
Ustawa Prawo o zamówieniach publicznych zezwala na odstępstwa od zwyklej procedury. Stworzyliśmy wewnętrzny regulamin, zatwierdzony przez szefa MON, bazując na Kodeksie cywilnym i na ustawie o ochronie informacji niejawnych.
I to była ta furtka?
Raczej przezorność. Przetarg otwarty nie gwarantuje, że w firmie, która realizuje przetarg, choćby na Centrum NATO, nie znajdzie się agent. Taki, który rozrysuje kanały przepływu tajnych informacji , położenia kabli transmisyjnych itp. Dlatego stworzyliśmy listę kilkudziesięciu firm z całej Polski, które miały odpowiednie referencje i certyfikaty. Wysyłano do nich zaproszenia, specyfikację przetargową, wybierano najlepszą ofertę. I nic dziwnego, że w Bydgoszczy wygrywały firmy lokalne. To taniej i rozsądniej. Patologią byłoby zatrudnianie w Bydgoszczy firm ze Śląska i odwrotnie.
Likwidator WSI zapowiada rozszerzanie wątków, które pojawiły się w raporcie. Być może, już latem dowiemy się czegoś więcej o tym bydgoskim...
A ja mam nadzieję, że ci, którzy w już ujawnionym raporcie ten bydgoski wątek dopisali, sami oddadzą sprawę do prokuratury. Wręcz liczę na to, że wszystko zostanie sprawdzone. I wtedy zobaczymy...
Wtedy Pan wystąpi z pozwem? Czy teraz?
Właśnie to rozważam. Rozmawiam z prawnikami. Nie mam autorom raportu za złe, że wytykają mi powiązania rodzinne z właścicielem PW „Lech” i to, że piłem kawę z Woźniakiem, bo to prawda. Ale stwierdzenie, że optowałem na rzecz jakichś firm i czerpałem z tego korzyści oraz sugestia, że stworzyłem jakąś tajną grupę - uważam za pomówienie. A komu to miało posłużyć - nie wiem.