"Złapanie gumy", jak popularnie określana jest sytuacja, kiedy nastąpi przebicie opony samochodowej przydarzyła się chyba każdemu kierowcy. W takiej sytuacji ratunkiem jest koło zapasowe. W pionierskiej erze motoryzacji uszkodzenia opon i kół były jednymi z najczęstszych awarii, jakie przydarzały się ówczesnym kierowcom. Powodem była fatalna jakość dróg, ale i samych opon. Dlatego niemal aż do wybuchu II wojny światowej wiele samochodów miało na wyposażeniu po dwa koła zapasowe.
Teraz takie zabezpieczenia nie są konieczne, ale uszkodzenia opon i tak się zdarzają. Dlatego na stanie każdego auta musi być koło zapasowe, koło dojazdowe lub zestaw naprawczy. Ten ostatni składa się z pojemnika z substancją uszczelniającą oponę oraz z kompresora podłączanego do gniazdka 12V w samochodzie.
Dlaczego wielu producentów zastępuje koło zapasowe zestawem naprawczym? Jest kilka powodów. Przede wszystkim zestaw naprawczy jest lekki. Tymczasem koło zapasowe waży przynajmniej 10-15 kg, a w autach z wyższej półki lub w SUV-ach nawet 30 kg. W dobie, kiedy konstruktorzy głowią się nad odchudzeniem auta odjęcie każdego kilograma ma znaczenie. Istotnym powodem wyposażania samochodów w zestaw naprawczy jest również wygospodarowanie dodatkowego miejsca w bagażniku. Miejsce po kole zapasowym można wykorzystać na dodatkowy schowek pod podłogą kufra, w którym gdzieś z boku jest miejsce także na zestaw naprawczy.
Wstępem do zestawów naprawczych było dojazdowe koło zapasowe. Ma ono średnicę standardowego koła w aucie, do którego jest przeznaczone. Za to opona na nim założona ma znacznie węższy bieżnik. W ten sposób producenci starają się wygospodarować więcej miejsca w bagażniku - wąska opona zajmuje w nim mniejszy schowek.
Zatem który rodzaj "zapasu" jest lepszy? - Koło zapasowe powinni mieć na wyposażeniu auta ci kierowcy, którzy przemierzają długie trasy - uważa Radosław Jaskulski, instruktor Szkoły Auto Skody. - W sytuacji, kiedy następuje uszkodzenie opony mają gwarancję, że będą mogli kontynuować podróż.
Zdaniem przedstawiciela Szkoły Auto Skody, zestaw naprawczy jest rozwiązaniem doraźnym, sprawdzającym się głównie w mieście. - Zaletą zestawu naprawczego jest jego prosta obsługa. Nie trzeba przy tym odkręcać koła, co w przypadku na przykład Skody Kodiaq, gdzie koło waży 30 kilogramów, jest sporym wyzwaniem. Natomiast w sytuacji większego uszkodzenia opony, na przykład na jej boku, zestaw naprawczy nie sprawdzi się. To rozwiązanie na niewielkie przedziurawienia bieżnika. Dlatego jeśli poważniejsze uszkodzenie opony przydarzy się na trasie, a w bagażniku jest tylko zestaw naprawczy, jesteśmy skazani na pomoc drogową - mówi Radosław Jaskulski.
Ale jeśli uda się załatać dziurę w oponie za pomocą zestawu naprawczego, trzeba pamiętać o tym, że na takiej oponie możemy przejechać kilkadziesiąt kilometrów i to z prędkością nie większą niż 80 km/h. Najlepiej od razu po użyciu zestawu poszukać serwisu oponiarskiego, aby naprawił oponę. I tu pojawia się drugi problem, bo usługa będzie droższa. To dlatego, gdyż zanim nastąpi załatanie dziury konieczne jest usunięcie preparatu, który wcześniej został wtłoczony do opony.
To może koło dojazdowe? - Owszem, ale trzeba wziąć pod uwagę kilka faktów. Na takiej oponie nie można rozwijać prędkości większej niż 80 km/h. Ponadto obowiązuje podobna zasada, jak w przypadku zestawu naprawczego - jak najszybciej poszukać serwisu oponiarskiego. Zbyt długa jazda na dojazdowym kole zapasowym grozi bowiem uszkodzeniem mechanizmów trakcyjnych w aucie - przestrzega Radosław Jaskulski.