<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Będę szczery. Nie znam się. Może nie jestem facetem, który Chopina zna tylko ze starego banknotu (to chyba było pięć tysięcy?), ale nie ośmieliłbym się snuć mądrości o tym, czy lepiej śmigał palcami Wunder czy Awdiejewa, a w temacie emocji silniej działał Dumont czy Wakarecy. Ale kiedy tak oglądałem finał i ogłoszenie wyników XVI konkursu chopinowskiego, to trudno było nie wkurzać się na to, jak kiepściutko wykorzystujemy magię tego wydarzenia. Również w kontekście popkulturalnym.
<!** reklama>Wirtuozi muzyki klasycznej - chcą czy nie chcą - funkcjonują także w obiegu pop. Bo dzisiaj, w świecie zarządzanym przez media, nie można już inaczej. Wielka sztuka, wielkie przeżycia, wielkie honoraria i wielkie ekstrawagancje sprawiają, że wirtuozi lądują w wyobraźni nie tylko ekspertów, roztrząsających detale techniki, czy nawet fanów muzyki klasycznej. Przekonaliśmy się zresztą już o tym w epoce słusznie minionej. Bo kogo przeciętny przedstawiciel ludu pracującego pamięta z X konkursu? Ivo Pogorelicia oczywiście, nawet jeśli nigdy go nie słuchał. Niepokornego cudmłodziana z Belgradu - choć przecież odpadł, co skończyło się głośnym skandalem i szaleństwem w mediach. Dobrze, że wtedy nie mieliśmy tabloidów, bo Pogorelic długo nie schodziłby z pierwszych stron.
A wracając do zakończenie tegorocznego konkursu... Ta gromadka oczekujących na wyniki, ten chłopak w okularach robiący zdawkowe rozmówki, ten prowadzący z laptopikiem na stoliku, odczytujący maile, w końcu to wymęczone jury na schodach. Zastanawiałem się, czy rzeczywiście oglądam jeden z kilku najważniejszych konkursów pianistycznych na świecie. Ba, może i najważniejszy? Konkurs, który ma wszystko to, czego media tęsknie pragną - aurę wielkiej sztuki, młodych i pięknych herosów, atmosferę wyścigu i utwory Chopina, które przecież nawet kompletnych laików w dziedzinie muzyki klasycznej mogą porwać przebojowością. To nie Warszawska Jesień.
Przecież konkurs chopinowski absolutnie powinien być naszym wszechpolskim mercedesem! Jesteśmy kiepscy w rozrywce pop, w sporcie, w produkcji czegokolwiek i w wielu innych dziedzinach - ale mieliśmy Chopina, a teraz mamy konkurs, w którym biją się największe pianistyczne talenty świata. To przecież także fantastyczna okazja do mozolnej walki o zmianę naszego image’u kraju wąsatych gastarbeiterów. Bo taki image mamy. I naprawdę nie bałbym się na miejscu telewizji, jakoś tak dziwacznie ukrywającej konkurs w niszowych programach, gdzie znajdowali go oczywiście ci bardzo zainteresowani. Myślę, że przy odpowiedniej dawce pracy i pomysłów, kreujących konkurs, można by z niega zrobić perełkę prime time’u. I naprawdę ani nie zginąłby wtedy „duch Chopina”, ani młodzi artyści w niczym by nie stracili. I gwarantuję - wtedy nawet widzowie seriali by wybaczyli.