"W związku z docierającymi do nas informacjami o możliwym obniżeniu stawek za dobokaretkę w nowym kontraktowaniu usług w województwie dolnośląskim od 01.04.2019, żądamy jak najszybszego spotkania" – czytamy w piśmie wysłanym przez Międzyzakładowy Związek Zawodowy Ratowników Medycznych do Pawła Hreniaka Wojewody Dolnośląskiego.
- Doszło do nas, że planowane jest obniżenie kwot na każdy Zespół Ratownictwa Medycznego - wyjaśnia Tomasz Wyciszkiewicz, koordynator protestujących ratowników medycznych w naszym regionie, popisany pod pismem do wojewody.
Chodzi o planowane obcięcie kwoty kontraktów przez NFZ i obniżenie stawek za tak zwaną dobokaretkę czyli za utrzymanie wozu i obsługi. Teraz te stawki wahają się od 3600 do 4100 złotych w zależności od rodzaju karetki. Po 1 kwietnia miałyby być niższe o 120 złotych - wyjaśnia.
Trzeba podkreślić, że stawki, które Narodowy Fundusz Zdrowia płaci jednostkom świadczącym usługi ratownictwa medycznego nie są zmieniane od 9 lat. W tym czasie podrożało paliwo, sprzęt oraz medykamenty, a placówkom płaci się wciąż tyle samo, a do tego planuje się obcięcie kontraktów.
Działanie takie, pomimo zwiększenia budżetu na Państwowe Ratownictwo Medyczne na rok 2019 ma cechy działania niezgodnego z Porozumieniem zawartym 24 września 2018 roku, co może doprowadzić do odwieszenia akcji protestacyjnej i zwiększyć braki kadrowe w przeddzień kontraktowania – podkreślają medycy w piśmie do wojewody.
Paraliż oddziałów ratunkowych i pogotowia?
To co się dzieje w 4 Wojskowym Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu, a o czym pisaliśmy przed tygodniem - rozprzestrzeni się na inne placówki służby zdrowia w naszym regionie – grożą ratownicy medyczni. Przed tygodniem medycy tamtejszego Szpitalnego Oddziału Ratunkowego rzucili na biurko swojego szefa wypowiedzenia. Mają dość głodowych płac, szczególnie niewypłacania należnych im dodatków, a także fatalnych warunków. Z pracy chcą odejść prawie wszyscy ratownicy - w sumie 25 osób. Jako główną przyczynę rozwiązania umów o pracę, protestujący podają niewypłacanie dodatków dla ratowników medycznych. Dotychczasowe rozmowy z dyrekcją jak na razie nie przyniosły rezultatów, czekamy też na wyniki kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, którą powiadomiliśmy o tym jak nas traktują - poinformował nas jeden z ratowników. Kolejne spotkanie ratowników z dyrekcją zaplanowano na przyszły tydzień.
Kropla, która przelała czarę goryczy
- Gniew ratowników jest powszechny - ostrzega Tomasz Wyciszkiewicz. Obcięcie kontraktów na utrzymanie zespołów karetek pogotowia, to nie jedyny powód wzburzenia. Są miejsca w których mimo przekazania podmiotem leczniczym środków na wypłatę dodatków, nie są one przekazywane przez dyrektorów ratownikom medycznym - wyjaśnia.
Średnia wysokość zaległości, jakich wypłaty domagają się ratownicy to 10 tysięcy złotych. To właśnie główny powód konfliktu w szpitalu przy ulicy Weigla. Teraz ratownicy medyczni zarabiają średnio od 3000 do 3500 złotych na rękę, a powinni dostawać o 700 złotych więcej.
Powszechne jest zabieranie ratownikom tak zwanego dodatku pogotowianego, czyli dodatku za pracę w trudnych warunkach, który stanowił do 30 procent ich pensji. Wiele placówek ogranicza też odpisy na fundusz socjalny – wymieniają protestujący ratownicy. To nie wszystko. - Funkcjonowanie Ratownictwa Medycznego w dużej mierze opiera się na Systemie Wspomagania Dowodzenia Systemu PRM, jest to system informatyczny funkcjonujący w całym kraju, którym posługują się zespoły ratownictwa medycznego i Skoncentrowane Dyspozytornie Medyczne. Są to m.in. tablety, konsole, komputery, system łączności, który ma zapewnić bardziej wydajne, ergonomiczne i stabilne wykonywanie świadczeń zdrowotnych ratownictwa medycznego. Cały ten sprzęt, w każdej karetce, w najbliższym czasie będzie trzeba wymienić, a co za tym idzie wydać na niego pieniądze z obniżonych stawek - wyjaśnia Wyciszkiewicz.
Jego zdaniem, podobna, bardzo napięta sytuacja panuje też na oddziałach ratunkowych w innych szpitalach na Dolnym Śląsku. Wymienia szpital kliniczny przy ulicy Borowskiej, placówkę przy Kamieńskiego czy choćby pogotowie ratunkowe w Legnicy. - Wiem, że ostatnio ratownicy ze Świdnicy szykują się do złożenia wypowiedzeń - dodaje.
Ratownicy pójdą w ślady policjantów i nauczycieli?
Poza pieniędzmi dodatkowymi powodami pchającymi ratowników do odwieszenia protestu są złe warunki pracy, brak współpracy z oddziałami w przekazywaniu pacjentów na wskazany oddział, co wiąże się z wielogodzinnym oczekiwaniem ambulansów przed szpitalami, a przede wszystkim narzekają na chroniczne zmęczenie.
Ratownicy są wyczerpani natłokiem obowiązków, opieką nad zbyt dużą ilością pacjentów w stosunku do ilości personelu oraz brakiem miejsc dla kolejnych, napływających chorych. Nagminnymi jest praca na etacie na przykład w szpitalu oraz na kontrakcie w pogotowiu. Wielu z nas jeździ z pracy do pracy - mówi Wyciszkiewicz.
Jego zdaniem wielu ratowników jest w podobnej sytuacji jak zmarły niedawno wrocławski medyk. Adam B. z wrocławskiego pogotowia zmarł 19 lutego. Jego żona nie ma wątpliwości – to śmierć z przepracowania. W styczniu jej mąż wypracował 359 godzin. To o 43 godziny więcej niż dwa etaty ratownika pogotowia. Ale Adam B. nie był na etacie, tylko na kontrakcie. A pracowników kontraktowych nie obowiązują normy czasu pracy i odpoczynku takie, jakie wynikają z kodeksu pracy.
- Nam nie wolno strajkować, ale nawet bez tego grozi nam paraliż systemu ratownictwa medycznego – zapowiadają ratownicy. Jak mówią, przecież policjantom też nie wolno strajkować, a psia grypa okazała się bardzo skuteczna w negocjowaniu podwyżek. Na początek wystarczy, że zrezygnują z dodatkowych dyżurów czy nadgodzin, samo to drastycznie wydłuży czas oczekiwania na karetki. - Wystarczy, że bardziej zadbamy o swoje zdrowie, wie pan co mamy na myśli - słyszę też od jednego z nich. - Większość z nas jest przeciążona pracą, co skutkuje schorzeniami serca czy układu kostnego, teraz po prostu zaczniemy się leczyć - wyjaśnia.
Jak dotąd nikt z Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu nie skontaktował się z ratownikami medycznymi i nie odpowiedział na ich pismo. My też czekamy na odpowiedzi na nasze pytania, jak wojewoda zamierza zapobiec paraliżowi służ ratunkowych, które nadzoruje.