<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/oberlan_malgorzata.jpg" >„Za wszystko trzeba płacić w każdej instytucji. Parafia też musi się z czegoś utrzymać” - mówią obrońcy księdza proboszcza z Czarża. Mówią tak, gdy pytam o zainkasowanie 1650 złotych od niezamożnej rodziny, której przyszło pochować 14-letniego syna. Patryk miał wadę serca, zasłabł w szkole. Ostatnie dni spędził w stanie śpiączki.
Początkowo nowy proboszcz chciał 2 tys. za pogrzeb. Po negocjacjach opuścił. Wiadomo, że z tej sumy oddał też pieniądze grabarzowi i organiście. Czy to jednak tłumaczy sytuację?
<!** reklama>Rodzina jest rozgoryczona, część parafian - oburzona. Ksiądz rozmawiać z dziennikarzami nie chce (może udałoby się go przekonać, gdyby nie energiczna interwencja dominującej gosposi). Kuria, co zrozumiałe, sprawę musi wyjaśnić. Jedno jest dla mnie pewne. Wieś jest skłócona, a w listach z Czarża do kurii powtarzają się frazy z listów wysyłanych z Wąpierska, poprzedniej parafii księdza Mirosława. O rozpoczęciu posługi od obwieszczenia, w jakim to bałaganie zastał parafię, kapitalnym remoncie plebanii na dzień dobry, dziwnej roli gospodyni i składkach, opłatach, wydatkach... Zbieg okoliczności czy metoda?
Spore grono wiernych z Czarża już bojkotuje nabożeństwa na miejscu. Wolą wsiąść w samochód i przejechać kilka kilometrów do sąsiadów. Tam dają na tacę. Może niedługo tam też zechcą ślubować i chrzcić dzieci. Jeśli Kościół to rzeczywiście instytucja, jak każda inna, a parafia „musi się z czegoś utrzymać”, to źle to wszystko wygląda. Bo klienci już odpływają...
