Część bydgoskich parafii rezygnuje od tego roku z kartek do spowiedzi wielkanocnej. Powód? W każdej parafii inny.
<!** Image 2 align=none alt="Image 169126" >
- Mamy nowego proboszcza, bardzo mądry człowiek. Ostatnio poprosił, by po kartki do spowiedzi się nie zgłaszać, bo ich nie będzie. Byłam zaskoczona, choć też uważam, że to dobra decyzja, zwłaszcza że podobno zdarzały się historie, że ktoś oddawał kartkę nie swoją... - mówi pani Barbara ze Śródmieścia.
<!** reklama>
Tymczasem nowy zwyczaj zawitał - oprócz Parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Śródmieściu - także do parafii Chrystusa Króla na Błoniu, Matki Boskiej Ostrobramskiej na Bartodziejach czy do kościołów w Fordonie.
- W mojej parafii jest przewaga starszych osób, które dbają o to, by regularnie spowiadać się. Część robi to w domu z powodu złego stanu zdrowia. Nasza parafia jest mała, kameralna. Będąc tu od dziewięciu miesięcy, widzę, że duża część parafian regularnie uczestniczy w mszach świętych, osoby stają się dla mnie rozpoznawalne. Inaczej jest w dużych parafiach, gdzie nie sposób jest znać wszystkich. Wtedy kartki do spowiedzi są jak najbardziej zasadne. Proboszcz musi mieć jakieś dane na temat praktykowania wiary przez parafian, dlatego bardzo szanuję tych, którzy z kartek nie rezygnują - wyjaśnia ks. Rafał Grabowski, proboszcz parafii pw. Matki Boskiej Ostrobramskiej. - W spowiedzi nie chodzi przecież o kartki. Jeśli ktoś regularnie spowiada się, kartka nie będzie przeszkodą. Jeśli jednak ktoś nie podchodzi do tego sakramentu poważnie i nie rozumie jego istoty, przeszkodę wynajdzie bardzo łatwo - komentuje ksiądz proboszcz.
Co innego wpłynęło na decyzję kierownictwa jednej z fordońskich parafii. - Dostosowałem się do sąsiadów, choć jestem przekonany o potrzebie kartek. To, na ile ktoś jest praktykujący, można ocenić na wiele sposobów - mówi jeden z tamtejszych kapłanów.
Ks. Wenancjusz Zmuda jest proboszczem parafii Matki Boskiej Zwycięskiej. - Kartki zostały z lat poprzednich, nie lubię niczego wyrzucać. Jak będzie w przyszłości, nie wiem. Kartka jest zaproszeniem, przypomnieniem o spowiedzi. Być może rozważymy jakieś inne tego formy - mówi proboszcz, który w latach 90. mieszkał w Lublinie, gdzie zwyczaju oddawania kartek nie było.
- Kartki to element tradycji, która w niektórych diecezjach przetrwała do dziś. Przykładem jest archidiecezja gnieźnieńska czy pelplińska. Parafianie w ten sposób niejako potwierdzali wypełnienie obowiązku wynikającego z przykazań kościelnych stanowiących, że każdy wierny jest zobowiązany przynajmniej raz w roku spowiadać się i na Wielkanoc przyjąć komunię świętą - mówi ks. Sylwester Warzyński, rzecznik bydgoskiej kurii. - To jakaś forma, nikt nie mówi, że najszczęśliwsza, zweryfikowania, na ile deklaracje znajdują potwierdzenie w praktykach religijnych. Gdybyśmy żyli w świecie, gdzie wszyscy mówią prawdę, na pewno te karteczki nie byłyby potrzebne. Często jednak zdarza się, że ludzie deklarujący przynależność do Kościoła katolickiego, mówią o sobie, że są ludźmi wierzącymi, a ich słowa nie mają żadnego potwierdzenia w życiu sakramentalnym, którego zwyczajnie nie ma. Ktoś, mówiąc kolokwialnie, chce otrzymać zaświadczenie, że może być ojcem czy matką chrzestną. Prawo kanoniczne mówi, że taka osoba musi spełniać bardzo konkretne warunki. Jak to zweryfikować? Jeśli zatem popatrzymy na tę karteczkę pozytywnie, staje się ona w jakimś sensie znakiem, że jestem osobą, która przestrzega przykazań, która przyjmuje Jezusa w Komunii Świętej, która wierzy i praktykuje - wyjaśnia ks. Warzyński.