Prezes Sharpa oraz 60 biznesmenów z całej Europy mieli kłopoty z odlotem po uroczystości w Łysomicach.
- Wywiozą od nas wspomnienie kompletnego bałaganu na bydgoskim lotnisku i tego, że nie zdążyli przesiąść się w Berlinie na swoje samoloty do Hiszpanii, Francji, Wielkiej Brytanii. Wstyd tym większy, że wśród gości było wielu zagranicznych dziennikarzy - ubolewa Witalis Korecki, dyrektor personalny Sharp Manufacturing Poland. - Nie chodzi o samo opóźnienie odlotu o półtorej godziny, ale warunki, w jakich tak znakomici goście musieli czekać, a poźniej dotrzeć do samolotu.
<!** reklama left>Wtorek, kwadrans po 16.00. Do Bydgoszczy autokarami docierają biznesmeni i dziennikarze, którzy brali udział w otwarciu Sharpa w Łysomicach. Są spóźnieni: odprawę planowano od 15.30 do 16.30. Lot czarterowy do Berlina: na 16.45. Za nimi przybywają VIP-y, czyli Mikio Katayma, prezes Sharpa i członkowie zarządu firmy. Ich czarter, także do Berlina, ma planowo odlecieć o 17.30. Niestety, wszystkim uda się wzbić w niebo dopiero po 18.00. Jak tłumaczy Lidia Wilniewczyc, wiceprezes Portu Lotniczego, odprawy takiej grupy osób nie można było przeprowadzić w pół godziny. Później natomiast zajęty był korytarz powietrzny.
Otwarto salonik VIP-owski (kanapa plus krzesła i sanitariat), przewidziany dla 15 osób. Skorzystał ten, kto pierwszy wszedł. Niestety, nie było w tym gronie zarządu Sharpa. - Nie wiedzieliśmy, kto jest VIP-em. Nie dotarła do nas ich lista - tłumaczy Mariusz Kończak, rzecznik portu.
Do kuriozalnej sytuacji doszło, gdy okazało się, że samolot dla Katayamy czeka na płycie bocznej lotniska. - Prezesowi Sharpa zaproponowano, by z bagażami ruszył piechotą kilkaset metrów - relacjonuje dyr. Korecki. - Po naleganiach podstawiono auto. Nie wszyscy się zmieścili. Pilot, obładowany bagażami, musiał się przejść.
Prezes Wilniewczyc tłumaczy, że autobus czy przynajmniej minibus port zamierza dopiero kupić. Za pieniądze, które przyzna marszałek województwa. - Goście zażyczyli sobie auta w ostatniej chwili - dodaje rzecznik lotniska. Zapewnia też, że do pokonania było najwyżej 100 metrów.