Za niespełna miesiąc zaś na następnej sesji sejmiku województwa marszałek Całbecki chce uporządkować kwestie własności Portu Lotniczego - głównie po to, by pozbyć się części wydatków na systematyczne pokrywanie długów lotniska. Jedna z propozycji to podział akcji (i zarazem wydatków na pokrycie długu) na podstawie proporcji liczby ludności pomiędzy miasta Bydgoszcz i Toruń oraz resztę województwa.
Decyzja o zaniechaniu sprzedaży KPEC spotkała się z życzliwymi komentarzami. Rafałowi Bruskiemu wytykano co najwyżej, że zbyt długo szedł po rozum do głowy. Ja natomiast nie widzę w tym rozwiązaniu triumfu rozumu, a jedynie smutną kapitulację po czterech latach bezowocnego poszukiwania dobrego kupca.
Główny argument, jaki wysuwali przeciwnicy sprzedaży KPEC, brzmiał: sprzedając KPEC, miasto pozbywa się wpływu na jego losy, zwłaszcza na inwestycje w rozwój i remonty sieci ciepłowniczej, a także na cenę ciepła i wielkość zatrudnienia w firmie. Owszem, własność to własność, ale każdy kij ma dwa końce.
Kadencyjna władza myśli w perspektywie od wyborów do wyborów. Bardziej dalekosiężnychplanów się obawia.
Straszenie wysokimi podwyżkami cen ciepła po ewentualnej sprzedaży KPEC jest działaniem pod publiczkę. Bardziej zorientowani wiedzą przecież, że każdą podwyżkę musi zaakceptować Urząd Regulacji Energetyki, którego głównym zadaniem jest ochrona odbiorców przed nieuzasadnionymi stawkami opłat.
Nie bez znaczenia jest też to, czy sprzedaje się mienie komunalne zagranicznej firmie prywatnej (tak było, gdy KPEC za rządów Romana Jasiakiewicza znalazł się w rękach niemieckiej spółki MVV), czy też kupuje go polska spółka należąca do Skarbu Państwa (jak PGE).
W pierwszym wypadku jest większe ryzyko, że właściciel będzie chciał tylko sięgać po zyski ze sprzedaży ciepła, nie wydając pieniędzy na modernizację sieci. No i pozbędzie się części załogi, by zaoszczędzić na pensjach. Z czym natomiast wiąże się pozostanie KPEC we władaniu zarządu miasta?
Zatrudnienie raczej nie spadnie, bo zbiorowe zwolnienia są decyzjami niepopularnymi. Wybierani w wolnych wyborach urzędnicy - jak prezydent miasta - będą więc zwolnień unikać, nawet gdyby były one racjonalne. Co zaś z wydatkami na modernizację?
Tu też na wiele bym nie liczył. W grę wchodzą ciężkie pieniądze - w ubiegłym roku np. około 15 mln zł. By takie wydatki ponosić, trzeba zaciskać pasa gdzie indziej. A to znów politycznie ryzykowna decyzja. Kadencyjna władza myśli w perspektywie od wyborów do wyborów. Bardziej dalekosiężnych planów się obawia - zwłaszcza gdy wydatki trzeba ponieść od razu, a korzyści mają przyjść dopiero w następnej kadencji.
Jeszcze trudniej znaleźć mi pozytywy zwiększenia przez Bydgoszcz liczby akcji Portu Lotniczego. Z 23 proc. czy z 30 (tyle dałby podział ze względu na liczbę mieszkańców) - pozostajemy mniejszościowym współwłaścicielem. Większościowym wciąż będzie zarząd województwa.
Należałoby więc skierować do marszałka pytanie ze skeczu „Sęk” Kabaretu Dudek: „Ile można na tym stracić?”. Można by tak spytać, gdyby nie fakt, że lotnisko leży jednak w Bydgoszczy i to bydgoszczanom najbardziej powinno zależeć na jego przyszłości.
