30 listopada 2015 roku zakończono budowę Zakładu Termicznego Przekształcania Odpadów Komunalnych w Bydgoszczy. Kosztująca niemal 500 milionów złotych spalarnia zaczęła przyjmować odpady kilka miesięcy później. Po niemal roku działalności można stwierdzić, że nie osiągnęła jeszcze pełnej mocy.
- Zamknęliśmy rok pracy ZTPOK. Nie jest to jednak w pełni miarodajny okres, ponieważ, jak wiadomo, oficjalnie działamy od marca 2016 roku. Niespełna 160 tysięcy ton odpadów, które poddaliśmy utylizacji, to dobry wynik, choć moc przerobowa instalacji wynosi 180 tysięcy ton - przyznaje Piotr Kurek, kierownik Biura Promocji i Komunikacji Społecznej spółki ProNatura. - Różnica - około 20 tysięcy ton - to efekt postawy gminy miasta Toruń (która, zdaniem bydgoskiego ratusza, dostarcza mniej odpadów, niż obiecała - red.). To jednak jest obecnie przedmiotem dyskusji pomiędzy prezydentami miast.
Sprawy zaszły już za daleko
Jednak sformułowanie „dyskusja” zarezerwowane jest raczej dla świata dyplomacji, której w tym sporze trudno oczekiwać. Sprawa bowiem zaszła już tak daleko, że włodarze obu miast - Rafał Bruski, prezydent Bydgoszczy, i Michał Zaleski, prezydent Torunia, spotkają się w sądzie.
- 22 listopada 2016 roku prezydent Rafał Bruski skierował do prezydenta Torunia przedsądowe wezwanie do spełnienia świadczenia. Odpowiedź była jednak negatywna. W tej chwili nasi prawnicy przygotowują pozew - zapowiada Marta Stachowiak, rzecznik prezydenta Bydgoszczy.
Wiele wskazuje na to, że ceny „na bramie” spalarni są dla Torunia na tyle nieatrakcyjne, że woli część swoich śmieci pozbywać się w inny sposób. Bo śmieci to pieniądz.
Spalarnia sprzedaje ciepło i prąd
- Pracujemy w bezpiecznej i sprawdzonej technologii, która umożliwia odzysk energii cieplnej i elektrycznej. I tak w procesie tzw. kogeneracji w 2016 roku wyprodukowaliśmy blisko 420 tysięcy GJ ciepła oraz prawie 50 tysięcy MWh energii elektrycznej - wyjaśnia Piotr Kurek.
Smog nad miastem? To na pewno nie my
Przy okazji szerokiej dyskusji nad czystością powietrza w polskich miastach wróciły obawy niektórych mieszkańców o bezpieczeństwo spalarni pod względem emisji spalin do atmosfery. Spółka jednak stanowczo zaprzecza, że instalacja ma wpływ na jakość powietrza nad Bydgoszczą.
- Głosy o tym, że termiczna utylizacja odpadów ma jakikolwiek wpływ na smog w mieście, są bezpodstawne. Choćby ze względu na sposób oczyszczania spalin. Stosowana przez nas mokra metoda oczyszczania jest w pełni bezpieczna, a emisje są znacznie niższe niż wymagania wynikające z norm dopuszczanych przez prawo.
Spaliny, zanim opuszczą instalację, są odpylane w filtrach workowych, a ostatecznie oczyszczane na płuczce. Gwarantuje to nie tylko niską emisję, ale i pełną kontrolę procesu. To, co widać nad kominem, to para wodna. Pióropusz jest szczególnie widoczny w zimne dni - podkreśla Piotr Kurek. I zapewnia - lokalizacja instalacji, będąca efektem konsultacji społecznych i analiz, powoduje, że wpływ emisji z ZTPOK na jakość powietrza w mieście jest mniej niż znikomy.
Od spalarni do najbliższych zabudowań jest kilka kilometrów, w dodatku jej komin został ustawiony wyżej, niż wymagają tego przepisy i warunki wydanej dla spalarni decyzji środowiskowej. Bydgoski komin ma bowiem 45 metrów, a decyzja określiła jego minimalną wysokość na poziomie 40 metrów. Na samej spalarni znajduje się tablica informacyjna, która pokazuje aktualny stan powietrza wokół niej.
Odpowiedź na przedsądowe wezwanie była negatywna, w tej chwili nasi prawnicy przygotowują pozew.
