Do lekarskich baronów należą kardiolodzy inwazyjni, których szpitalne kontrakty w jednej z bydgoskich lecznic opiewają na 30 tys. zł miesięcznie oraz anestezjolodzy, których zarobki sięgają 25 tys. zł.
- Dostaję 500 zł za każdą wykonaną procedurę (zabieg) i pracuje w kilku placówkach - zdradza nam jeden ze speców od znieczulania i dodaje: - Jeśli nie zwolnię tempa to padnę, bo zdarza mi się pracować kilkadziesiąt godzin non stop.
Minęły czasy, gdy za najbogatszych uchodzili lekarze ze szpitala im. Jurasza. W ciągu trzech ostatnich lat zarobki specjalistów, którzy w klinikach (na etacie i dyżurach) zarabiali ponad 15 tys. zł. poszły ostro w dół. - Niektóre obniżyły się nawet o połowę - słyszymy od chirurgów z uniwersyteckiej lecznicy. Tylko ordynatorzy i szefowie klinik, których pensje przekraczają 10 tys. zł, nie powinni narzekać, bo mogą sobie dorobić pracą w Collegium Medicum UMK oraz w prywatnych gabinetach. A tam: im wyższa szpitalna funkcja i naukowy tytuł - tym droższa usługa.
Wizyta w prywatnym gabinecie bydgoskiego kardiologa, ginekologa, okulisty, neurologa czy endokrynologa będzie nas kosztować od 100 do 200 zł i nie spodziewajmy się tam zobaczyć... kasy fiskalnej.
Dyrektorzy bydgoskich szpitali (zarabiają od 9 do 18 tys. zł miesięcznie) wolą zatrudniać lekarzy na podstawie kontraktów, bo łatwiej nimi sterować i prościej ich zwolnić. Zwykle kontraktowe zarobki są o 50 proc. wyższe od tych w umowach o pracę, choć i to nie jest regułą. Specjaliści wykonujący zabiegi, na których szpital najwięcej zarabia, są w stanie wynegocjować od pracodawcy krocie, dla innych zostają okruchy.
- Otrzymałem propozycję pełnowymiarowego kontraktu za 5,5 tys. zł brutto - słyszymy od doświadczonego ortopedy. W naszej gazecie przeczytał, że szefowie miejskich spółek zarabiają ok 12 tys. zł miesięcznie. - Musiałbym harować na trzy etaty, żeby tyle zarobić - komentuje.