Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoszcz bez koronera. Policjanci musieli kilka godzin czekać, aż medyk stwierdzi zgon

Maciej Czerniak
Maciej Czerniak
Policjanci musieli kilka godzin pilnować ciała mężczyzny, który zmarł w parku im. Kochanowskiego w Bydgoszczy
Policjanci musieli kilka godzin pilnować ciała mężczyzny, który zmarł w parku im. Kochanowskiego w Bydgoszczy Karolina Misztal
Starszy mężczyzna zmarł w parku im. Jana Kochanowskiego. Okazało się, że nie ma żadnego lekarza, który mógłby szybko przybyć na miejsce i stwierdzić zgon. To nie pierwszy raz, kiedy pojawia się taki problem. Wcześniej podobnie było w przypadku mężczyzny, który zmarł w autobusie.

Zobacz wideo: Bydgoska policja ostrzega przed "oszustami na wnuczka"

od 16 lat

Sytuacja, do której doszło przed kilkoma dniami w Bydgoszczy, pokazuje jak bardzo potrzebna jest instytucja koronera. Od lat to problem, który pozostaje nierozwiązany.

To Cię może też zainteresować

Zdarzenie miało miejsce 18 listopada. Jeden z przechodniów zawiadomił pogotowie i policję w sprawie mężczyzny, który leżał nieprzytomny w parku im. Kochanowskiego. Zgłoszenie wpłynęło około godziny 8.30. Na miejscu pojawili się ratownicy medyczni pogotowia, którzy rozpoznali zgon. To wyrażenie jest istotne, by odróżnić je od formalnego "stwierdzenia zgonu", czego może dokonać tylko lekarz wypisujący stosowny dokument. Ratownicy pogotowia nie mają takiego uprawnienia.

Policji pozostaje czekać na lekarza nawet kilka godzin

Mundurowi Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy, którzy przybyli na miejsce, mieli nie lada problem ze sprowadzeniem lekarza, który mógłby wykonać tę, wydawałoby się, czysto formalną czynność. Jak nieoficjalnie ustaliliśmy, były prośby do lekarzy pobliskiej przychodni, jednak żaden z medyków nie mógł pojawić się na miejscu.

- Policjanci w takich sytuacjach mają zadanie być na miejscu i pilnować do czasu przyjazdu lekarza, który stwierdzi zgon - mówi nadkomisarz Przemysław Słomski, z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.

Tak też było w tym przypadku. W końcu na miejsce wezwano biegłego z Zakładu Medycyny Sądowej w Bydgoszczy i to on wypisał dokument stwierdzający zgon mężczyzny. - Mamy wypracowany model współpracy z biegłymi medykami, ta sytuacja była wyjątkowa - dodaje Słomski. Podobne problemy zdarzały się już wcześniej. Kłopot polega - jak dowiadujemy się w bydgoskim ratuszu, z niejednoznacznych przepisów prawa.

- Komisja bezpieczeństwa miasta i powiatu w 2015 roku poruszała problem wynikający ze stanu prawnego, który jest niedoprecyzowany od lat - mówi Adam Dudziak, dyrektor Wydziału Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta Bydgoszczy. - Zwracaliśmy się do ministerstwa zdrowia, do kujawsko-pomorskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia i do samorządów lekarskich.

Obowiązuje prawo z 1959 roku

Kwestia dotycząca stwierdzenia zgonu regulowana jest jeszcze w ustawie z roku 1959. Wydano do niej rozporządzenie z roku 1961, które odsyła do szeregu innych nieobowiązujących już aktów wykonawczych w zakresie w szczególności wynagradzania osób stwierdzających zgon. - By realizować ten obowiązek, musimy mieć jasną podstawę prawną - zaznacza Adam Dudziak. - W karcie zgonu lekarz wpisuje przyczynę na podstawie danych medycznych osoby, która leczyła zmarłego w ostatniej chorobie. Problem polega na tym, że nie każdy chce to zrobić. Stąd potrzeba uregulowania prawnego, wyposażenia osób, które będą stwierdzały zgon w konkretne narzędzia prawne.

Prace dotyczące sformułowania nowych przepisów trwają od 2015 roku. Jak na razie jednak, choć projekt ustawy został skierowany do Sejmu, nowe przepisy nie stały się prawem obowiązującym. - Mieliśmy już wcześniej sytuacje dotyczące, na przykład osób, które przyjechały tutaj do pracy; były to osoby spoza Unii Europejskiej, a które zmarły na miejscu - mówi Dudziak. - Skrajnym przypadkiem sprzed kilku lat był ten dotyczący kierowcy, który wyjechał do pracy autobusem komunikacji miejskiej i umarł. Był spoza Bydgoszczy i również trzeba było czekać, aby podjąć działania. Jest to problem strukturalny.

I ,warto dodać, nie tylko bydgoski. Choć w innych miejscach udaje się go rozwiązać na mocy obowiązujących przepisów. Tak stało się choćby w Łodzi, gdzie już w 2011 roku powołano koronera. Tam zatrudnił go Miejski Ośrodek Profilaktyki i Terapii Uzależnień.

- To jedyna miejska placówka, która działa przez całą dobę, dlatego właśnie tam pracują koronerzy. Ośrodek współpracuje z policją, strażakami i strażą miejską, dlatego nie ma problemów z komunikacją. MOPiTU płaci lekarzom za dyżurowanie, a nie każdorazowo za stwierdzenie zgonu - wyjaśniał Maciej Prochowski, ówczesny dyrektor Wydziału Zdrowia Publicznego łódzkiego magistratu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Bydgoszcz bez koronera. Policjanci musieli kilka godzin czekać, aż medyk stwierdzi zgon - Gazeta Pomorska