„Bellaggio”. To nie był typowy lokal. Bramkarz nie wpuszczał tu młodzieży. Wstęp mieli tylko dorośli po 25. roku życia.
<!** Image 1 ALIGN=NONE>
Jego właściciel, 34-letni mieszkaniec Włocławka romskiej narodowości rzadko tu przebywał. Kursował między Włocławkiem, Gdańskiem, Bydgoszczą i Niemcami. Z Gdańska pochodzili jego ochroniarze, m.in. „Szakal”. W lokalnym półświatku głośnym echem odbiła się zimowa bijatyka o wpływy w Bydgoszczy. Oberwali gdańscy ochroniarze i podobno sam Marek A. Oficjalnych skarg nikt nie wnosił. W tym środowisku cicho liże się rany, a grubsze porachunki załatwia za pomocą granatu lub bomby. Rzadziej wali się do wroga z karabinu Mossberg.
Hazardzista
Arsenał, który funkcjonariusze CBŚ znaleźli na zapleczu „Bellaggio” był przygotowany na mniejszą i większą demonstrację sił. Ukryto go w pomieszczeniach, gdzie stał bilard amerykański. Marek A., oprócz zamiłowania do ekskluzywnych aut (miał ich kilka), przejawiał dużą słabość do gier hazardowych.
- Andżelo (tak nazywają go znajomi) tracił przy automatach do gier grubą kasę - słyszę. - Nawet nazwa lokalu została żywcem ściągnięta z eksluzywnego kasyna i hotelu „Bellaggio” w Las Vegas.
Ci, którzy byli na otwarciu lokalu jesienią ub. r. tak wspominają tę imprezę: „Przy wielkim, suto nakrytym stole siedziała rodzina Don Corleone... i tylko ona się liczyła.
Tak skojarzyła się im wielka rodzina Romów, która przyjechala na otwarcie „Bellaggio” z Niemiec. To oni byłi najważniejszymi gośćmi Andżelo, to im chciał się pochwalić. Obcych było niewielu.
Jedna wielka rodzina
Wczoraj pod „Bellaggio” też zjechała wielka romska rodzina. Samochody z polskimi i niemieckimi rejestracjami. Mężczyźni i kobiety. Siedli przed klubem pod parasolami, rozmawiali. Ze sobą po romsku, z nami - w jednym tonie. - On niewinny - przekonywali. - To ten Robert nieszczęście na niego sprowadził. Po niego przyszli.
24-letni Robert Sz. pracował dla Andżelo od kilku miesięcy. Czy Marek A. wiedział, że za jego bramkarzem wysłano dwa listy gończe? Z Częstochowy uciekł do Gdańska, stamtąd do Bydgoszczy. Miał 2 dowody tożsamości na różne nazwiska. To na niego zrobili akcję funkcjonariusze CBŚ. Wiedzieli, że znajdą przy nim narkotyki. W środę, kiedy zrobiono przeszukanie - też je miał. Była okazja, więc przeszukano wszystko, także pomieszczenia Klubu 99. A tam - niespodzianka. Prawdziwy arsenał. Wtedy wezwano posiłki, zakazano ludziom opuszczać mieszkania.
- Podrzucili tę broń i amunicję - przekonują Romowie. - Ja jestem jego matką - twierdzi jedna ze smagłolicych kobiet. - Syn był uczciwy. On nawet nie był właścicielem lokalu, tylko go prowadził. Przyjeżdżał raz w tygodniu, zbierał urobek.
<!** Link internal IdLanguage=17&IdPublication=2&NrIssue=19&NrSection=1&NrArticle=982>Na ten temat »»»<!** EndLink>