Bydgoskie ryby na wyspie
To nie było tylko Święto Ryby. To było wielkie Święto Bydgoszczy i bydgoszczan. Jedna z bardziej udanych bydgoskich imprez ostatnich lat.
Właśnie słowo „Bydgoszcz” przy okazji wspomnienia o tym weekendowym wydarzeniu trzeba odmienić przez wszystkie przypadki. Sceptycy, niedowiarki, ludzie złej woli ucichli, bo nie mają innego wyjścia. Przecież widzieli, jak znakomita była zabawa, jak pyszne jedzenie, jak świetna grała muzyka. Widzieli te kilkadziesiąt tysięcy zadowolonych bydgoszczan stojących w niedzielny wieczór w niekończących się korkach na uliczkach oplatających śródmieście. Krótko mówiąc - wszystkie dotychczasowe imprezy w centrum miasta zostały nie tyle pokonane, co znokautowane głosami zwykłych ludzi. Bo to przecież dla nich organizuje się takie imprezy z wkładem finansowym miasta.
Cudze chwalimy, cudzym tak chętnie oddajemy pole do popisu, cudzym wierzymy i dajemy się uwieźć. A wystarczy trochę bardziej uwierzyć w siebie. Główny organizator Święta Ryby to bydgoska firma Abramczyk. Obecna na światowym rynku, nie oszukujmy się - i bez tej imprezy świetnie by sobie poradziła w Bydgoszczy. Jednak rodzina Abramczyków postanowiła zrobić coś dla ludzi. I za to wielkie brawa i jeszcze większe gratulacje. Kwestie techniczne i organizacyjne ogarnął Rafał Rykowski, bydgoszczanin rzecz jasna. Poradził sobie znakomicie, klasa sama w sobie w niczym nie odstająca od krajowego standardu. Muszę odnotować wsparcie finansowe i logistyczne prezydenta Rafała Bruskiego. Tu też oczywiście znaleźli się malkontenci. Już wiedzą, jak bardzo się mylili. Część artystyczną zdominował zespół Elektryczne Gitary, to fakt, jednak niewiele mniejsze tłumy świetnie się bawiły przy bydgoskim szantowym „Własnym Porcie” czy kultowych już „Żukach”. Namioty rozstawiła bydgoska firma Gran, której specjalnie przedstawiać nie trzeba. Scena i nagłośnienia - bydgoszczanka Tamara Polańska. Strefa zabaw dla dzieci - nasze Familly Park. Nawet drewno do grilli i wędzarni, sprzątanie terenu, ochrona - za tym wszystkim stały lokalne firmy.
Jakie z tego wnioski płyną dla nas wszystkich? Uwierzmy bardziej w siebie i liczmy na siebie, bo świetnie możemy sobie poradzić bez innych. Nie udziwniajmy. Ludzie chcą przyjść w weekend na festyn, na którym dobrze zjedzą za rozsądne pieniądze, posłuchają skocznej muzyki, usiądą w swoim gronie przy piwie i świetnie się zabawią. Drogie, przeintelektualizowane fanaberie do niczego nie są nam potrzebne. Czas, żeby docenić swoje.