Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoski „Biziel” bez zastrzyku wiedzy [KRONIKA BYDGOSKA]

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Karetka przy szpitalnym oddziale ratunkowym w „Bizielu”
Karetka przy szpitalnym oddziale ratunkowym w „Bizielu” Tomasz Czachorowski
W Centrum Zdrowia Dziecka strajk, w Grudziądzu nie można ustalić, do kogo należy zadłużony szpital. Długi ma też bydgoskie Centrum Onkologii. Ja o fachowości zarządzania publiczną służbą zdrowia mogłem ostatnio przekonać się - niestety, na własnej skórze.

[break]
Otóż w samym środeczku długiego weekendu wylądowałem na szpitalnym oddziale ratunkowym. Wypadek był banalny. Dwaj rowerzyści, z powodu braku ścieżki rowerowej obaj na chodniku, wąski zakręt pod kątem prostym. Zobaczyliśmy się w ostatniej chwili…

Potem stałem się mimowolnym świadkiem akcji ratunkowej. Cyklista, z którym omal się nie zderzyłem, wezwał karetkę pogotowia. Czekałem na nią kilkanaście minut. Niezły wynik jak na fakt, że zapoznałem się z brukiem jakieś 12 km od stacji pogotowia na Markwarta. Ratownicy nie byli zbyt wylewni, ale konkretni. Gdy zorientowałem się, że wiozą mnie do „Biziela”, ucieszyłem się. Było nie było, trafiałem do szpitala UNIWERSYTECKIEGO. Zapisałem ten człon nazwy wersalikami, bo „uniwersyteckość” w świetle tego, co chcę opowiedzieć, będzie miała znaczenie.

[quote=]A potem nastąpiło coś, co odebrało mi mowę i wywróciło moją opinię o uniwersyteckim szpitalu w wojewódzkim mieście.[/quote]

W „Bizielu” szybko obejrzał mnie młody doktorek. - Czy zgadza się pan na badanie tomografem? - zapytał. „Dobra nasza - powiedziałem sobie w duchu - jakie to szczęście, że jestem w porządnym szpitalu i zaraz zrobią mi ekskluzywne, drogie badanie”. Tak też się stało. Po 20 minutach nadeszły kolorowe obrazki mej głowy wraz z fachowym opisem. Podsłuchałem rozmowę pielęgniarek, że w środku wszystko w porządku. Odetchnąłem. Po kolejnym kwadransie wrócił młody doktorek i sprawnie założył mi na obolały łeb trzy szwy. Do tej pory wszystko wyglądało niemal jak w serialu „Ostry dyżur”. Może tylko seksu trochę brakowało.

A potem nastąpiło coś, co odebrało mi mowę i wywróciło moją opinię o uniwersyteckim szpitalu w wojewódzkim mieście. Młody doktorek odezwał się bowiem do mnie w te słowa: - Teraz powinniśmy zrobić panu zastrzyk ze szczepionką przeciwtężcową. Szczepionkę oczywiście mamy. Problem w tym, że obecnie nie ma szpitalu nikogo, kto mógłby panu taką szczepionkę podać...”. Doktorek najwyraźniej miał świadomość, że mówi dziwne rzeczy, bo zaraz zastrzegł, że zdaje sobie sprawę, że to zakrawa na absurd. Zrozumiałem, że do końca roku nie było z tymi zastrzykami najmniejszego problemu, ale zmieniły się przepisy i nikt jeszcze nie przeszedł wprowadzonych przez te przepisy szkoleń. Poradzono mi, bym w piątek o godzinie 21, półtorej godziny po tym, jak karetka zdjęła mnie z chodnika w Brzozie, ruszył w Bydgoszcz w poszukiwaniu fachowej dłoni, która poda mi szczepionkę.

Chwała Bogu mogłem liczyć na rodzinę i fart. Spod „Biziela” swym autem zabrał mnie zięć. Postanowiliśmy, że poszukiwania fachowca zaczniemy od pobliskiej przychodni na Ogrodach. Trafiliśmy w dziesiątkę. Pusto, cicho, krótka narada skonsternowanego mą opowieścią personelu, po paru minutach lekkie ukłucie i mogłem wracać do domu. W drodze zastanawiałem się, co by było, gdybym w wypadku stracił przytomność i trzeba byłoby mnie operować. Czy operator z uniwersyteckiego szpitala „Biziela” poprosiłby wtedy o fachowe wsparcie panią pielęgniarkę z którejś z przychodni? I ile miesięcy upłynie, nim kogoś z „Biziela” wydelegują na stosowne szkolenie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!