W weekendowe wieczory na toruńskiej starówce można spotkać tłumy bardzo młodych dziewcząt. Wyzywająco ubranych, z ostrym makijażem, często pijanych. To może być ilustracja do książki, napisanej przez Panią wraz z Katarzyną Stadnik, „Anielice czy diablice? Dziewczęta w szponach seksualizacji i agresji w perspektywie socjologicznej”?
Zamiast „bardzo młodych” powiedziałabym raczej: „dziewcząt, których wiek trudno określić”. Warstwa makijażu, bielizna uwydatniająca wdzięki i ostentacyjnie seksowne ubrania robią swoje. Bardzo mocno zatarła się granica między byciem dziewczyną, a byciem kobietą.
Czym jest zjawisko seksualizacji?
To przypisywanie dziewczętom znaczeń i funkcji seksualnych, nieadekwatnych do ich wieku i poziomu rozwoju psychoseksualnego.
Moja koleżanka opowiedziała mi, że gdy była w ósmej klasie i mama pomalowała jej rzęsy, to ona wstydziła się pójść do szkoły. Dlaczego nie wstydzą się „dziewczęta, których wiek trudno określić”?
Bo żyjemy w kulturze obnażania i nie chodzi tylko o rzęsy, ale całe ciało. Nie ma w niej czegoś takiego, jak uczucie wstydu. Jej uczestnicy są wręcz nakłaniani do ekshibicjonizmu pod każdym względem. To jest stylistyka rodem z MTV, gdzie im więcej się pokaże, tym lepiej. Dodatkowo dzieciństwo i dorosłość się przenikają.
Dlaczego?
Między innymi dlatego, że to się opłaca. Z jednej strony mamy infantylnych dorosłych, a z drugiej dojrzałe dzieci, które tak naprawdę są małymi dorosłymi. Takim osobom można zaproponować więcej usług, produktów i rozrywek. Mówią o tym książki Susan Linn „Consuming Kids”, czy Joela Bakana „Dzieciństwo w oblężeniu: łatwy cel dla wielkiego biznesu”. Dziś określa się tzw. całożyciową wartość konsumenta. Dziecko się rodzi i potrzebuje pieluch, smoczka, mleka itd. Firma, która je oferuje, zdaje sobie sprawę, że dziecko za chwilę wejdzie w inny wiek i że trzeba taką osobę do siebie przywiązać, żeby nie odeszła - od pieluch po kosmetyki. Mamy więc do czynienia z komercjalizacją dzieciństwa. Nie demonizowałabym jednak faktu, że młode dziewczyny postrzegamy w kategoriach seksualnych, jako takich…
Lolitek?
Tak, lolitek. Kulturowo to nie jest nic nowego. W wielu miejscach świata bardzo młode dziewczęta wydawane są za mąż i normą jest, że czternastolatka jest już matką. Z lolitkami kultury zachodniej jest jednak problem - ich seksualizacja nie idzie w parze z dojrzałością społeczną i psychologiczną gotowością ponoszenia jej konsekwencji, na przykład w postaci kontaktu ze starszym mężczyzną. Rozwój nie nadąża za wyglądem, a kobiecość jest sprowadzana do mało znaczących atrybutów. Z jednej strony nas to przeraża, a z drugiej eksploatujemy to zjawisko. Swego czasu wynikła afera z okładką pisma „Elle”, na której pojawiła się 13-letnia dziewczynka, córka znanych celebrytów, wystylizowana na dorosłą kobietę. Padały głosy i oburzenia, ale i akceptacji.
Celebryci to inna bajka. Zajmijmy się Anią z Torunia albo Solca. Jej rodzice pracują za te polskie dwa tysiące i starają się przekazać Ani dobre wzorce. I nagle nie rozumieją, dlaczego ich dziecko zakłada obcisłe spodnie z dziurami na pupie, bluzkę tak krótką, że widać pępek i prosi ich o zgodę na kolczyk w brzuchu. Co się stało z naszą Anią?
To często zadawane pytanie. W przypadku nastolatków zachodzą istotne zmiany jeśli chodzi o wpływ, jaki jest wywierany na młodego człowieka. W dzieciństwie najważniejsza jest rodzina, a potem wkraczają szkoła, grupa rówieśnicza i media. Szkoła funkcjonuje na pewnych zasadach, które teoretycznie obowiązują nastolatki. Pracując nad książką widziałyśmy z Kasią Stadnik te wszystkie regulaminy, tablice z informacjami, że nie wolno przychodzić do szkoły w makijażu i skąpym ubiorze. To jednak tylko deklaracja stanu pożądanego ze strony nauczycieli. Pan zdaje sobie sprawę jak wyglądają szkolne, gimnazjalne korytarze? W praktyce na Anię wpływają przede wszystkim grupa rówieśnicza oraz media. I tam poszukuje ona wzorców lub są jej one narzucane. W przypadku dziewcząt wpływ grupy rówieśniczej jest bardzo specyficzny. Jeśli Ania nawet nie czuje klimatu lolitek, to będzie na nią wywierana taka presja, że w końcu prawdopodobnie się podda. Wiele naszych respondentek ujawniło, że znalazły się w obliczu dylematu: „dziwka albo szara myszka”. Możesz być jedną, albo drugą. I wie pan, co jest najgorsze?
Że nie ma nic pośrodku?
Tak. W gimnazjach nie ma takich ról, jak dobra uczennica, sportsmenka, artystka. Szara myszka to jest straszliwy stygmat. Dlatego najczęściej dziewczyny przystępują do grona lolitek. Paradoks polega na tym, że wcale nie są z tym szczęśliwe. Dlaczego? Bo nie czują się do końca sobą. Bo muszą bez przerwy walczyć o utrzymanie pozycji, potwierdzać przynależność do grona lolitek, są nieustannie dyscyplinowane przez dziewczyny stojące wyżej w hierarchii. Nawet królowa nie ma prawa czuć się bezpieczna. Każda dziewczyna chciałaby nią być, zawsze grozi jej detronizacja.
Jak to się odbywa?
Za sprawą mechanizmu tzw. agresji nie wprost i hierarchii porównywanej do sytuacji w ulu, gdzie królowa pszczół - lolitka dominująca - podporządkowuje sobie dziewczęta. Ania, żeby nie stać się poniżaną szarą myszką, najpewniej ulegnie wizji zaistnienia w sensie towarzyskim. A w mediach znajdzie potwierdzenie tego, co mówią jej koleżanki. Na szkolnych korytarzach widać dziewczyny, które temu nie uległy - są odseparowane i chłopcy się nimi nie interesują. Inna sprawa, to brak zainteresowania zapracowanych rodziców, którzy nie są w stanie dostrzec momentu, gdy zaczyna się dziać coś niebezpiecznego. Trzeba podkreślić, że sprawa jest wielowątkowa, że to nie są wyłącznie złe dziewczyny pochodzące z rodzin patologicznych.
Czym jest „agresja nie wprost”?
Dziewczęta rzadziej niż chłopcy okazują agresję w sposób fizyczny i otwarty - mówiąc w dużym uproszczeniu. Przejawem agresji nie wprost są sojusze, plotki, oczernianie przeciwniczek za pomocą mediów społecznościowych. Zdarzają się z tego powodu próby samobójcze. Rodzina dowiaduje się, że dziewczyna przez wiele miesięcy była nękana, ponieważ nie chciała się dostosować do oczekiwań grupy.
Czy zatem już od młodych lat największym wrogiem dla kobiety jest druga kobieta?
Agresja nie wprost wiąże się z kwestią solidarności i przyjaźni między kobietami. Stereotypowo mówi się, że owa przyjaźń to śliska sprawa, że nie wiadomo, czy ona naprawdę istnieje. Często przyjaźnie i sojusze zawieramy nie dlatego, że zgadzamy się z poglądami tej królowej pszczół, tylko ze względu na zapewnienie sobie poczucia bezpieczeństwa. Jest to przyjaźń instrumentalna, podszyta obawą przed utratą popularności, zainteresowania ze strony chłopców i pozycji towarzyskiej. Rosalind Wiseman w swojej książce „Świat dorastających dziewcząt”, porównuje sytuację amerykańskich lolitek do dziewcząt płynących na tratwie po morzu. Z tej tratwy nie ma ucieczki; jesteśmy w jednej szkole i w jednej klasie. Można albo podporządkować się królowej, albo skoczyć. Oczywiście większość nie skacze tylko płynie, gdyż nie ma nic pomiędzy: dziwka albo myszka.
Jakie mogą być konsekwencje seksualizacji?
Seksualizacja - choćby w sferze wyglądu - powoduje, że chłopcy mają określone wyobrażenia o dziewczęcości i kobiecości. Oni nie wiedzą jak dziewczyna i kobieta ma normalnie wyglądać, bo też są bombardowani przekazami medialnymi i nienaturalnym wyglądem koleżanek. Nasze respondentki opisywały, że wstają dwie godziny wcześniej, by przygotować makijaż i stylizację. To jest nieco przerażające, bo widać jaka silna musi być presja, przez którą dziewczyna wstaje o piątej rano. Mamy więc konsekwencje w postaci oczekiwań chłopców, a w przyszłości mężczyzn - gdyż te oczekiwania mogą nie zostać zweryfikowane w dorosłym życiu. Z drugiej strony, dziewczęta oczekują od chłopców powielania pewnych stereotypów, co może powodować, że oni sami są niezadowoleni z siebie. Mówi się o przypadkach chłopięcej anoreksji, albo zażywania sterydów na zwiększenie masy mięśniowej. Chłopcy w tym wieku wyglądają dziecinnie, a chcą się czuć mężczyznami. W gimnazjalnej rzeczywistości dzieciaki unieszczęśliwiają się wzajemnie, gdyż nie są w stanie kontestować przekazów medialnych.
Czy to może skutkować w przyszłości pogardliwym sposobem traktowania kobiet przez mężczyzn?
Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości; przy czym te kobiety w pogardliwym traktowaniu nie będą widziały nic złego. Ale mam taką hipotezę - niezweryfikowaną żadnymi badaniami - że z tej seksualizacji wyrasta się w liceum i następuje czas opamiętania po kolejnych etapach życiowych selekcji. To gimnazja są takim tyglem, ulem i błędem polskiej reformy edukacji.
Nasza rozmowa nie prowadzi chyba do prognozy, że te wszystkie lolitki w dorosłym życiu utrwalą seksualizację, stając się takimi „sexy doll”? To tak przecież nie jest.
Oczywiście, że nie jest. Ale część z nich być może będzie te wzorce powielać.
Byłem raz zszokowany, gdy usłyszałem dialog dwóch nastolatek, bawiących z się z dmuchanym delfinkiem w jeziorze. Cytuję: „on powiedział, że nie jestem odważna, bo nie chcę z nim „na Hiszpana”!
Jako socjologa i kobietę przeraża mnie to, że nie mamy rozwiązań, żeby sobie z tym radzić. To nie jest żadna nowość, że atrakcyjność cielesna odgrywa taką, a nie inną rolę, to są uwarunkowania psychoewolucyjne. Jeżeli jednak nawarstwiają się problemy, to nie powinniśmy zamiatać sprawy pod dywan.
Dr Anna Wójtewicz
Adiunkt w Pracowni Badania Jakości Życia w Instytucie Socjologii UMK. Zajmuje się socjologią ciała, zdrowia i medycyny oraz problematyką płci i konsumpcji.