Mieszkańcy chronieni wałem przeciwpowodziowym nie czekają na falę.Z piwnic wynoszą rzeczy. Ci za wałem wzruszają ramionami. Twierdzą, że będzie jak zwykle.
<!** Image 2 align=right alt="Image 150215" sub="Rodzina Dolnych z ulicy Brzegowej 37 nie jest przygotowana na powódź / Fot. Miłosz Sałaciński">- My chcieliśmy tylko od miasta, aby dali nam łódkę. Ale nie taką ciężką metalową jak ostatnio. Nie można było nią płynąć. Miała też za duże zanurzenie, a my nie pływamy po morzu, tylko po zalanych łąkach - mówi Wojciech Dolny.
Mieszka przy ulicy Brzegowej, chociaż trudno nazwać ją ulicą. Do starego domu jedzie się wąska drogą wśród podmokłych łąk. Na końcu jest szlaban. - Jak była powódź, przyjeżdżali gapie i wnerwiali pytaniami, czy mnie zaleje? Obciach tylko robili - wyjaśnia gospodarz.
Jego siwa matka inwalidzką kulą pokazuje stopień domu. Jej teściowa opowiadała, że tutaj sięgnęła największa powódź. Staruszka w domu wśród łąk mieszka 50 lat.
<!** reklama>- Daj synek spokój. Ja nigdzie nie idę. Tutaj jest moje miejsce - Maria Dolna ręką opędza się od wyjaśnień syna. - Ale mama podpisała listę do ewakuacji. Ja muszę pilnować domu, aby nic nie skradli - wyjaśnia jej syn. Z okien ich domu widać wał przeciwpowodziowy. Jego budowniczowie ominęli gospodarstwo.
- Niemiec, który tu mieszkał, w czasie powodzi wyjeżdżał. Miał jeszcze dom w Fordonie. Zostawiali tylko parobków - mówi Wojciech Dolny.
- Brodziłam w wodzie, aby do drogi mleko donieść. Albo dzieciaki odebrać. Nieraz człowiek się cieszył, że piękny rzepak wyrósł, a tu przyszła powódź i wszystko marniało. Namęczyłam się tutaj na tej ziemi - staruszka ociera łzy.
Rodzina już dość ma telewizji, w której na okrągło słyszą o powodzi. - Wisła nie przyjdzie - uważa Katarzyna Dolna, siostra pana Wojciecha.
Z niepokojem spoglądają na sąsiada, którego działka jest jeszcze niżej niż ich dom. Do niego można dojechać wśród zalanych wodą jaskrów albo przez wał. - Mam już 81 lat. To, co miałem przeżyć, przeżyłem. To, co miałem pomóc, pomogłem. Tutaj chcę dożyć swoich dni. Nigdzie się nie ruszam - mówi Aleksy Stefański. Ule ustawił na skrzynkach, aby woda nie zalała pszczół. Króliki ma zabrać jego syn. Nie wie, co zrobić z kozą... - A psa spuszczę z łańcucha. A jakby co, to mam porządny ponton. Wisła nie jest mi straszna - zapewnia staruszek.
W domach przy ulicy Brzegowej mieszkający najbliżej wału już wynieśli sprzęty z piwnic. W Czarze - po drugiej stronie Wisły - jedna z rodzin zamierza przenieść się na krótko do Fordonu. - Domu może nie zaleje, ale droga będzie nieprzejezdna - mówią.
Fali spokojnie oczekują lokatorzy domów przy ulicy Nad Wisłą.
- Mama opowiadała, że nie można było wyjść z ogrodu. Jednak jakoś specjalnie nie przygotowujemy się do powodzi - mówi pani Magda.
Mieszkańcy tej ulicy nie mają szans na ubezpieczenie posesji. Niektóre agencje odmawiają podpisania polis.
- Od 22 maja do 13 czerwca nie zawieramy umów na nowe ubezpieczenia od powodzi - wyjaśnia nam pracownica biura Warty przy ulicy Modrzewiowej.
Część mieszkańców terenów zalewowych sama jest sobie winna, bo wybudowali się na terenie zagrożonym. Skusiły ich tanie działki. Tak jest w Toruniu, a część bydgoszczan wybrała zagrożone zalaniem okolice Złejwsi Wielkiej. W bydgoskim magistracie zapewniają, że u nich chętny na wybudowanie domu w takim miejscu miałby poważne kłopoty.
- Po powodzi w 1997 roku nastąpiła nowelizacja przepisów. Obecnie są bardziej rygorystyczne. Każda inwestycja na takim terenie uzgadniana jest, między innymi, z Regionalnym Zarządem Gospodarki Wodnej. Nawet gdyby ktoś budował się za wałem, musiałby spełnić wiele warunków - wyjaśnia Robert Łucka z Wydziału Administracji Budowlanej Urzędu Miasta Bydgoszczy.