Zima to okres, w którym każdy samochód „podupada na zdrowiu”. Cierpią jego podwozie i nadwozie, dostają popalić silnik i skrzynia biegów. Zanim przyjdą mrozy warto odwiedzić mechanika.
<!** Image 3 align=right alt="Image 99559" sub="Mechanicy z warsztatu pana Krzysztofa Kolasińskiego mają zimą najwięcej pracy. Trzeba wszystko dokładnie sprawdzić / Fot. Piotr Schutta">Nie ma chyba kierowcy, który z pojawieniem się pierwszego śniegu nie pomyśli o wymianie opon na zimowe - to podstawowy odruch każdego zmotoryzowanego. Jest oczywiście niewielka grupka ryzykantów, którzy poprzestają na myśleniu, ale większość pędzi jednak do najbliższych warsztatów wulkanizacyjnych, gdzie okazuje się najczęściej, że obudzili się za późno. Instynkt przeciętnego użytkownika czterech kółek każe bowiem czekać z wymianą opon do pierwszych przymrozków. Zdaniem ekspertów, nie ma nic gorszego.
Opony...
- Wszyscy myślą podobnie, dlatego kiedy spadnie śnieg, serwisy pełne są zdenerwowanych klientów, czekających w długich kolejkach. Warto więc pomyśleć o tym wcześniej - mówi Krzysztof Rzadkiewicz, współwłaściciel toruńskiej firmy Brat-Gum.
Wulkanizatorzy radzą, by o oponach na zimę zacząć rozmyślać, gdy średnia dobowa temperatura spadnie do siedmiu stopni Celsjusza.
<!** reklama>- W tej chwili nie ma jeszcze takiej temperatury, ale naszym stałym klientom sugerujemy, żeby już to zrobili - dodaje Rzadkiewicz, odradzając przy okazji zakup opon używanych. Jak tłumaczy, często pochodzą one z samochodów po ciężkich wypadkach, a przez to mogą mieć trudne do znalezienia mikrouszkodzenia wewnętrznej konstrukcji. Dla szukających oszczędności rozwiązaniem mogą być natomiast nowe opony wielosezonowe, które wprawdzie ustępują zimowym, ale i tak lepsze są od zużytych letnich.
Większość właścicieli samochodów na wymianie opon poprzestaje, nie czyniąc dalszych przygotowań do sezonu zimowego. Zdaniem mechaników, to spory błąd, bowiem auto to nie tylko koła.
<!** Image 4 align=right alt="Image 99559" sub="Przygotowując samochód do zimy lepiej zaufać wykwalifikowanym osobom / Fot. Piotr Schutta">- Warto też sprawdzić przed zimą gęstość płynu chłodnicowego oraz zawartość wody w płynie hamulcowym i w razie potrzeby wymienić oba. Rzadko o tym pamiętamy, ale to bardzo ważne. Dopiero gdy płyn hamulcowy zamarznie, a hamulce odmówią posłuszeństwa, przypominamy sobie o warsztacie - mówi Krzysztof Kolasiński z bydgoskiego warsztatu Ami-Serwis, specjalizującego się w samochodach francuskich. - My zalecamy, ale czy ludzie o to dbają? Różnie z tym bywa - nie kryje sceptycyzmu mężczyzna.
Za mało płynu!
Płyn do spryskiwaczy szyb to kolejna rzecz, o której powinno się pamiętać. Dzięki wymianie tej cieczy na taką, która ma parametry dostosowane do warunków zimy, unikniemy awarii silniczka spryskiwacza i rozsadzenia zbiornika płynu. Kiedy mróz nas zaskoczy i w zbiorniczku znajdować się będzie jeszcze płyn letni, można dolać - jak radzą doświadczeni kierowcy - zimowego koncentratu.
Jak przyznaje większość mechaników, z którymi rozmawialiśmy, przeważająca część kierowców chowa dobre rady do kieszeni, nie wyciągając z nich żadnych wniosków. Dopiero, gdy dojdzie o awarii, zaczynają szukać jej przyczyn. Jednym z urządzeń, które w zimowe miesiące bezlitośnie weryfikuje naszą opieszałość, jest akumulator. Wystarczy, że temperatura otoczenia spadnie o dziesięć stopni poniżej zera, a traci on ok. 25 procent mocy. Warto więc jeszcze jesienią odwiedzić odpowiedni warsztat i sprawdzić siłę naszego akumulatora. Usługa taka to niewielki wydatek, a korzyść ogromna.
Sprawdź akumulator
- Komputerowe sprawdzenie akumulatora kosztuje u nas dziesięć złotych, a dla stałych klientów jest za darmo. Szczerze mówiąc i tych 10 złotych nie bierzemy. Mamy puszkę, do której zbieramy pieniądze na pieski ze schroniska - nie żartuje Wiesław Kozłowski z bydgoskiego Ako-Serwis.
Mechanicy zalecają, by oprócz akumulatora sprawdzić naciąg paska klinowego napędzającego alternator. Jak się często okazuje, to w nim tkwi przyczyna niemocy naszego pojazdu.
- Choćby dzisiaj mieliśmy pięciu klientów, którzy wyszli od nas zadowoleni, że nie muszą kupować nowego akumulatora - dodaje Kozłowski.
Jak mówią fachowcy, żywotność akumulatora to ok. 3-4 lata, ale większość użytkowników wykorzystuje urządzenie dwa razy dłużej, zimą doładowując je za pomocą wciąż popularnego wśród polskich kierowców prostownika. Niektórzy przed sezonem zimowym czyszczą klemy akumulatora zabezpieczając je wazeliną techniczną i sami uzupełniają ubytki elektrolitu.
Jednym z największych przekleństw dla karoserii naszego samochodu jest chlorek sodu zawarty w soli, którą posypuje się zimą drogi. Niektórzy żartują, że najlepiej dla auta byłoby przeczekać ten okres w garażu. Aby zminimalizować ryzyko pozimowej korozji, można zabezpieczyć pojazd przez odpowiednią konserwację podwozia i nadwozia. Smarowanie spodu auta rozmaitymi maziami, kiedyś popularne, dziś zdarza się coraz rzadziej. Odradza tę czynność nawet część mechaników.
- Większość samochodów jest zakonserwowana fabrycznie. Samemu lepiej tego nie robić, bo możemy przykryć mikrouszkodzenia, w których pojawi się rdza i samochód do niczego się już nie przyda - ostrzega Krzysztof Kolasiński.
Zdania są jednak podzielone. Niektórzy fachowcy uważają, że każdy samochód - oprócz fabrycznych zabezpieczeń - powinien mieć w trakcie użytkowania wykonaną przynajmniej jedną konserwację podwozia. Podstawą powodzenia takiego zabiegu jest jednak perfekcyjnie wykonane oszlifowanie powierzchni metalu i oczyszczenie go z wszelkich wżerów, a następnie dokładne pokrycie podkładem.
- Na pewno to nie zaszkodzi. Samochód posłuży nam dłużej. Zwłaszcza starszy egzemplarz - zauważa Łukasz Wolski, kierownik warsztatu w bydgoskiej firmie Moto Centrum. Przyznaje przy tym, że w nowszych autach nie trzeba tego robić. - Z reguły blachy są tam ocynkowane i nie powinno się wiele dziać.
Lakiernicy przypominają też, by od czasu do czasu zadbać o powłokę nadwozia. Systematyczne pokrywanie płynnymi woskami sprawi, że śnieg, deszcz i zimowa maź będą łatwiej spływać po karoserii.
Warto wiedzieć
Zima to także przekleństwo szyb pokrytych rano szronem. Warto zapłacić kilka złotych więcej i zaopatrzyć się w łopatkę dobrej firmy, najlepiej z gumową krawędzią. Możemy też sięgnąć po odmrażacz w sprayu albo specjalną osłonę przeciwszronową.