Mogliby spędzać wczasy w ciepłych krajach, nocować w wygodnych, luksusowych hotelach. Ale taki urlop po prostu ich nie kręci. Wolą odmrażać sobie nogi i sypiać w namiocie, gdy temperatura na zewnątrz spada do minus kilkudziesięciu stopni Celsjusza.
<!** Image 2 align=right alt="Image 135976" sub="Maj 2009 roku. Zabrakło czterystu metrów i czterech dni wspinaczki do zdobycia szczytu McKinley.">Ludzie biznesu ryzyko mają we krwi, lubią nowe wyzwania. Nic dziwnego, że polubili ekstremalne sporty. Podnoszą adrenalinę, pozwalają spojrzeć z dystansem na codzienne problemy.
- Wracam z kolejnej wspinaczki naładowany dobrą energią i mówię sobie: nic gorszego od tego, co tam przeżyłem, nie może mnie spotkać - tłumaczy Jacek Stielow. Jest przedsiębiorcą, kieruje firmami różnej branży. I przynajmniej raz w roku odrywa się od pracy. Zdobywa góry. Te najwyższe, bo poprzeczkę też sobie ustawił wysoko. - Zamierzam zdobyć Koronę Ziemi - mówi. Ma na myśli najwyższe góry siedmiu kontynentów. Tych, którzy je zdobyli, jest niespełna 200 na świecie. On ma już...
na koncie połowę tej korony
<!** reklama>Na Elbrusie odmroził sobie nogę, groziła mu amputacja. - Przez trzy miesiące na spotkania biznesowe przychodziłem w jednym eleganckim trzewiku i jednym laczku - wspomina. Wyglądało to dziwnie, ale nogę ma sprawną. I pamięta, by na kolejne wyprawy zabierać buty o dwa numery większe. - Na górze ciśnienie się podnosi i stopy puchną.
Swoją przygodę z górami zaczął od Kilimandżaro. To uśpiony wulkan na granicy Kenii i Tanzanii. Miejscowi nazywają ją górą złych duchów. Masajowie oddają jej cześć.
<!** Image 3 align=left alt="Image 135976" sub="Baza przed wejściem na Mount Blanc (sierpień 2007 roku).">Dla Stielowa zdobycie Kilimandżaro miało szczególne znaczenie. - Syn skończył 16 lat, chciałem go zabrać na męską wyprawę - wyznaje. Efekt był taki, że potomek nabawił się górofobii.
To minus. Plusem było to, że jako najmłodszy Polak wspiął się na dach Afryki. - To, co zobaczyliśmy na szczycie, zapierało dech w piersiach. Na dole skąpana słońcem czerwona Afryka, na górze biel i minus 15 stopni Celsjusza - relacjonuje przedsiębiorca. Uważa, że ten widok wart był trudu wspinaczki.
Na wyprawę wyruszyli w styczniu. - To miała być pora sucha, ale w pogodzie coś się pokręciło i trafiliśmy na deszcze. Mieliśmy 24 godziny na wejście na szczyt, potem warunki atmosferyczne miały się pogorszyć. Szliśmy nocą. Wolałem, by syn nie oglądał się, nie widział przepaści. Ten widok zobaczył z wierzchołka. I zapowiedział, że w góry więcej nie pójdzie,
Podczas zdobywania europejskich szczytów, alpiniści sami niosą bagaże, w Afryce można nająć tragarzy - Szerpów. Rozkładają namioty, przygotowują posiłki.
- Zobaczyłem, jak to robią i przez dwa dni nie tknąłem jedzenia - przyznaje Jacek Stielow. - Kucharz siedział na stole i obierał ziemniaki. Był brudny, miał przekrwione oczy, używał brudnych naczyń. Oni w ogóle się nie myli, ośmiu spało w czteroosobowym namiocie.
<!** Image 4 align=right alt="Image 135976" sub="Śpi się w puchowych botkach. W śpiworze „nocują” też buty, aparat fotograficzny i ubrania, żeby nie zamarzły.">W Ameryce Południowej, gdzie wspinali się na Aconcaguę, turystów wspomagały muły. - To twarde zwierzaki - Jacek Stielow nie ma co do tego żadnych wątpliwości. - Niosły na grzbietach 60 kilogramów bagażu, a trasę, którą my pokonywaliśmy w 12 godzin, one przemierzały w 3-4 godziny.
Trudy wspinaczki na Aconcaguę przedsiębiorca zapisał w dzienniku podróży:
23 stycznia 2008 roku, środa. Pobudka o godz. 3.30. Wkładam zimne ciuchy, walcząc z przeszywającymi ciało dreszczami i natrętną myślą, że następnym razem wybiorę...
urlop w czterogwiazdkowym hotelu
Wewnętrzne ściany namiotu pokrywa milimetrowa warstwa szronu, temperatura wewnątrz: minus 9 stopni. Topimy śnieg i lód na herbatę. Odwiedza nas Alek Lwow. Wczoraj samotnie wszedł na szczyt. Cztery osoby z jego grupy źle się poczuły, musiały zejść do bazy. Jeden z uczestników, Rumun, zmarł. Dostał obrzęku płuc. Tu ciśnienie waha się od 400 do 500 hPa. Jest ciężko, ale damy radę...
wejdziemy na szczyt
31 stycznia. Zostało nam tylko 250 metrów. Jest stromo i bardzo ciężko. Idziemy noga za nogą, a tętno rośnie do 168. Mija kolejna długa godzina. W końcu szczyt i ogromna radość. Najwyższe miejsce na półkuli zachodniej (6962 m n.p.m.) zdobyte!
Na podbój Mount Blanc Jacek Stielow idzie z przyjacielem Jackiem Kusiem. - Wzięliśmy za mało wody, byliśmy odwodnieni. Jacek potknął się i spadł. Na szczęście wypadek był niegroźny. Wróciliśmy z tej wyprawy w komplecie - wspomina przedsiębiorca.
Koledzy mówią im, że w czepku się urodzili, bo wspinaczka na dach Europy pochłania wiele ofiar. - To skutek braku jakiejkolwiek kontroli. Jak ktoś chce, może iść na Mount Blanc nawet w sandałach. Jego ryzyko, jego sprawa - dodaje Jacek Stielow.
Zupełnie inaczej jest na McKinleyu (najwyższy szczyt Ameryki Płn.). Tam porządku pilnują strażnicy. Pokazują alpinistom instruktażowy film, liczą ludzi, spisują kolory ich namiotów, żądają, by składać meldunek z każdej założonej bazy. - A najciekawsze jest to, że każdemu wręczają tzw. szitbox, bo McKinley leży w części masywu Alaski i Kordylierów objętej ochroną. Jest tam Narodowy Park Demeli, w którym nie wolno załatwiać potrzeb fizjologicznych byle gdzie. Do tego służy ten specjalny, oznakowany, przypisany konkretnemu turyście pojemnik. Po zejściu z góry trzeba go okazać. Za zgubienie szitboksu grożą kary, z utratą wizy włącznie. Znam ekipę, która zlekceważyła zalecenia strażników. Ci ludzie mają zakaz wjazdu do USA.
Próba zdobycia szczytu McKinley, niestety, zakończyła się porażką. Najpierw Polaków zatrzymała w bazie zła pogoda, potem zabrakło żywności. - Wystarczyłoby jej na dwa dni, a nas czekały cztery dni wspinaczki - wspomina przedsiębiorca.
Jacek Stielow chodzi w góry z przyjaciółmi, coraz częściej w towarzystwie doświadczonych alpinistów. Zapisał się do Katowickiego Klubu Wspinaczkowego. - To najlepszy klub na świecie - uważa. Mówi tak nie bez powodu. Polscy alpiniści mają na świecie ogromne poważanie. Gdy zaczynają wspinaczkę na szczyt, inni idą ich śladem. Nie zważają na prognozy pogody.
Dobra odzież, obuwie i sprzęt są w tych wyprawach niezbędne, a i tak, gdy na górze hula wiatr, trzeba zbudować wokół namiotu igloo. Wagę jedzenia na parotygodniowe wyprawy też trzeba zminimalizować. Wytrawni alpiniści zaopatrują się w odpowiednio spreparowane...
produkty „made in USA”
- Amerykanie robią to świetnie. Wystarczy ich suszoną wołowinę zalać gorącą wodą, by smakowała jak świeża - przyznaje Stielow.
Ubezpieczenie polscy alpiniści wykupują w Austrii. - Ta firma - wcale nie taka droga - dysponuje helikopterami i daje gwarancję pomocy medycznej na wysokości nie przekraczającej 4000 m n.p.m.
To ważne, bo w górach o fachową pomoc trudno. Wprawdzie w dobrze zorganizowanych ekipach są lekarze, ale to nie wystarcza. Jacek Stielow pamięta, jak kolegę z Poznania zwiało z trawersu. Spadł w przepaść, wybił sobie bark. Wyciągnęli go, znieśli do bazy i sześć dni czekali na przylot wojskowego helikoptera.
- Były tak straszne warunki, że przez cztery dni nie wystawialiśmy nosa z namiotu. Pozamarzały MP3, a termosy trzeba było owinąć kawałkami karimaty, bo przywierały do rąk - wspomina Stielow.
A przed nim - dalsza droga po Koronę Ziemi. Czekają na niego Mount Everest w Azji i masyw Vinsona na Antarktydzie.
Warto wiedzieć
Siedem szczytów Ziemi
Koronę Ziemi tworzą najwyższe szczyty na 7 kontynentach: Mount Everest (8848 m npm) w Azji, Aconcagua w Ameryce Płd., McKinley w Ameryce Płn., Kilimandżaro w Afryce, Mount Blanc i Elbrus w Europie, Góra Kościuszki w Australii, Puncak Jaya w Oceanii oraz Masyw Vinsona na Antarktydzie.
Jako pierwszy zdobył Koronę Ziemi amerykański biznesmen Richard Bass w 1985 r. Polak Leszek Cichy zrobił to 10 lat temu. W 2000 r. do listy zdobywców Korony dołączyła Anna Czerwińska, a w ub. roku: Tomasz Kobielski, Janusz Adamski i Bogusław Ogrodnik. W tym roku koronę zdobył Robert Rozmus.
Do listy zdobywców (jest ich prawie 200 na świecie) ma szansę dołączyć polska dziennikarka i podróżniczka Martyna Wojciechowska.