Biznes wie, kto będzie miał zajęcie

90 procent polskich studentów uczy się na kierunkach zbędnych gospodarce i przemysłowi - szacuje Konfederacja Pracodawców Polskich.

Szybka reakcja szkół na zmiany na bydgoskim rynku pracy jest praktycznie niemożliwa. Na przeszkodzie stoją skomplikowane procedury. Żeby otworzyć nowy kierunek, trzeba zapewnić kadrę, dostęp do specjalistycznych pracowni oraz zorganizować praktyki zawodowe. - Ważna jest też opinia urzędu pracy, który określi, czy jego absolwenci znajdą pracę - informuje Ewa Heba z kuratorium oświaty w Bydgoszczy. - Staramy się, żeby programy nauczania były budowane modułowo, tak, by można było zmienić ich profil. Idzie to jednak opornie, zwykle mija około trzech lat, zanim nowy kierunek powstanie.

<!** reklama left>- Czuwa nad tym Powiatowa Rada Zatrudnienia - tłumaczy Barbara Grabowska, dyrektorka PUP w Bydgoszczy. - Ostatnio powołano dwa nowe kierunki - technik - fryzjer i technik księgarstwa. W Koronowie warsztaty szkolne wzbogaciły się o nowoczesny sprzęt.

Takich problemów nie mają szkoły wyższe. O tym, czy uruchomić nowe studia na uczelni, placówka decyduje sama, na podstawie własnych prognoz i śledzenia losów absolwentów. W jakie kierunki warto inwestować, podpowiada Konfederacja Pracodawców Polskich. Według niej, na etat liczyć mogą informatycy, inżynierowie produkcji w przemyśle chemicznym, motoryzacyjnym i budowlanym, specjaliści od operacji finansowych, w tym księgowi, a także absolwenci szkół związanych z organizacją wypoczynku i turystyki. O angaż nie muszą się martwić również doradcy podatkowi i prawnicy.

- Pamiętajmy jednak, że głos pracodawców jest istotny, ale ważne są również aspiracje młodzieży - uważa Barbara Grabowska. - Bo co z tego, że placówka otworzy kierunek dla cieśli, bardzo poszukiwany na rynku, jak nikt nie przyjdzie do takiej szkoły?