Wszystko wydarzyło się we wtorek, 15 sierpnia, na starówce. 13-letnia Roksana przyjechała tutaj z lewobrzeża spotkać się z 14-letnią Agatą. Dziewczynki kiedyś chodziły razem do podstawówki. W wakacje odnowiły znajomość przez Facebooka.
Wyrwane włosy na pamiątkę
- Ta Agata zaprowadziła moją córkę na ul. Międzymurze, pomiędzy garaże. Tutaj czekały jeszcze 14-letnia Wiktoria i 13-letnia Julia. Od początku wszystko filmowały telefonem komórkowym. Na „dzień dobry” Roksana dostała cios pięścią w oko. Potem biły i kopały ją wszędzie: po głowie, brzuchu. Przypaliły jej ramię papierosem. Wyrwały jej włosy, których kępkę jedna z dziewcząt schowała sobie do torby na pamiątkę . Obrzuciły ją grubymi kijami - relacjonuje pani Monika, matka pokrzywdzonej.
Polecamy: "NOWOŚCI" PLUS. Zobacz co dla ciebie przygotowaliśmy!
Na zakończenie napastniczki krzyknęły: „A teraz klękaj i przepraszaj!”. Roksana klęknęła... Nie miała wyboru, tym bardziej że na ul. Międzymurze przybyła grupa aż dziesięcioosobowa. Większość w niej stanowiły dziewczęta.
Film z biciem dla znajomych
- Nagranie z Roksaną jej prześladowczynie przekazywały znajomym przez internet. Trafił do mnie fragment. Gdy go obejrzałam, to... - pani Monika do dziś nie może opanować emocji.
Gdy tamtego dnia jej córka wróciła do domu, była zszokowana. Dziewczynka była nie tylko pobita, ale i milcząca, bo zastraszona groźbami.
Potem był pobyt w szpitalu dziecięcym i zgłoszenie na policję. Ta sprawę potraktowała bardzo poważnie.
Nastolatki bezkarne
- Już po dwóch dniach, 17 sierpnia, całość zebranego materiału, łącznie z nagraniem, przekazaliśmy do sądu rodzinnego - informuje Wioletta Dąbrowska, rzecznik policji w Toruniu.
Wydział Rodzinny i Nieletnich Sądu Rejonowego dopiero wyznaczy termin pierwszej rozprawy. Realny to początek października. - Ważyć będziemy nie tylko sam czyn nastolatek, ale i stopień ich demoralizacji. Sprawczyniom grozi od upomnienia do umieszczenia w zakładzie poprawczym - mówi sędzia Monika Grubba.
Matka Roksany alarmuje, że nastolatki czują się bezkarne. Jedna groziła nawet jej - utopieniem!
- Przerażające jest nie tylko to, co te dziewczyny zrobiły mojej córce, ale i ich poczucie bezkarności. Z jedną z nich skontaktowałam się przez internet. „Jedno pstryknięcie i możesz leżeć w Wiśle” - zagroziła mi. To dziewczyny chwalące się „kontaktami na Bydgoskim Przedmieściu” i możliwością ich uruchomienia - mówi pani Monika, matka Roksany.
Cierpi nie tylko ciało
Gdy 15 sierpnia Roksana uciekła z ulicy Międzymurze, pobiegła na plac Rapackiego i wsiadła do autobusu linii 11. Pobita i wystraszona dotarła do domu na lewobrzeżu.
- To był, jak wiadomo, dzień świąteczny. Gdy córka wróciła do domu, oglądałam telewizję. Niczego złego nie przeczuwałam. Zaniepokoiłam się, gdy usłyszałam płacz Roksany w łazience - relacjonuje matka.
Czytaj też: Kościół garnizonowy. Dzieło pana Diabła
Najpierw pani Monika musiała uspokoić córkę i przekonać, żeby opowiedziała, co się wydarzyło. Od razu w oczy rzucała się pokiereszowana twarz dziewczynki - dostała m.in. cios pięścią w oko - i potargane włosy. Potem nastolatka pokazała przypalone papierosem przedramię. Wreszcie wszystko opowiedziała.
- Natychmiast pojechałam z Roksaną do szpitala dziecięcego. Tutaj, od wtorku do piątku, była pod obserwacją lekarzy. Głównie neurologa, ponieważ uderzyła głową o beton. Szczęśliwie, na razie skutków neurologicznych u córki nie odkryto, ale lekarz wprost powiedział, że konsekwencje mogły być tragiczne - mówi pani Monika.
Matka widzi, że jej córka nadal cierpi. Zamyka się w pokoju, izoluje od świata, przeżywa całą sytuację. - Boi się wychodzić z domu, bo tamte dziewczyny po pierwsze zagroziły jej, że jeśli cokolwiek komuś powie, to - cytuję - połamią ją. Roksana boi się, że napastniczki mogą przyjechać do nas na lewobrzeże albo kogoś tutaj nasłać - tłumaczy kobieta.
Pani Monika zna personalia dwóch 14-latek i 13-latki, które zaatakowały Roksanę. Znają je także policja i sąd rodzinny. Czy to oznacza, że Roksana i jej matka mogą się czuć bezpiecznie?
Sąd zważy bez pośpiechu
Monika Grubba, przewodnicząca III Wydziału Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego w Toruniu, nie kryje, że o błyskawicznej reakcji w opisywanej sprawie nie ma mowy.
Sędzia referent, który zajmuje się sprawą, nie zdążył jeszcze nawet wyznaczyć terminu pierwszej rozprawy Agaty, Wiktorii i Julii (wskazanych jako napastniczki). Zrobi to w ciągu tygodnia. Realną datą pierwszej wizyty nastolatek w sądzie będzie któryś z pierwszych dni października.
- Zadaniem sądu rodzinnego nie jest karanie takich nastolatek, ale zdiagnozowanie ich sytuacji i wychowanie. Ważyć będziemy nie tylko sam czyn, którego się dopuściły, ale i ogólny stopień ich demoralizacji. Na to potrzeba czasu - nie kryje sędzia Monika Grubba.
Polecamy: "NOWOŚCI" PLUS. Zobacz co dla ciebie przygotowaliśmy!
W pierwszej kolejności sąd wyśle w środowisko nastolatek kuratora. Jego zadaniem będzie zebranie wywiadu wśród rodziny, sąsiadów, nauczycieli. W trakcie rozpraw sądowych natomiast wzięte zostaną pod uwagę tłumaczenia Agaty, Wiktorii i Julii.
Za mało na tryb pilny?
Sąd rodzinny może wobec nastolatek zastosować kilka środków wychowawczych. Najłagodniejszy to upomnienie. Najczęściej stosowany to nadzór kuratora sądowego i zobowiązanie nastolatka do określonych zachowań, np. przeprosin. Dopiero przy wysokim stopniu demoralizacji stosuje się umieszczenie w młodzieżowym ośrodku wychowawczym. Najsurowszym, rzadko stosowanym środkiem jest wysłanie do zakładu poprawczego.
Sędzia Monika Grubba nie kryje, że w toruńskim Wydziale Rodzinnym i Nieletnich nie brakuje spraw o pobicie. Także takich, w których napastniczkami są nastoletnie dziewczyny, a ich ofiarami - zazwyczaj - inne dziewczęta.
Czy wobec Agaty, Wiktorii i Julii nie powinien być zastosowany tzw. środek tymczasowy w postaci pilnego skierowania do ośrodka wychowawczego? Tak jak oczekiwałaby matka Roksany? - środek taki stosuje się po pierwsze przy wysokim stopniu demoralizacji - zaznacza sędzia Monika Grubba.
Dodajmy, że przy takim rozwiązaniu konieczne jest specjalne opiniowanie. Tymczasem Opiniodawczy Zespół Sądowych Specjalistów przy Sądzie Okręgowym w Toruniu ma wiele pracy. Na opinię czeka się nawet kilka miesięcy.
Zobacz także: