Na półce siedzi zielona żabka, obok niej plastikowy krokodyl. Ścianę zdobią kolorowe naklejki. Dla bardziej wymagających wystawiono stoliczek, tablicę i kredę, zabawki.
<!** Image 2 align=right alt="Image 37076" sub="Kacper jest pacjentem przychodni „Bartodzieje”. Tuż po wizycie lekarskiej usiadł w kąciku przygotowanym specjalnie dla najmłodszych">Malowidła ścienne i gadżety sprawiają, że najmłodsi chętniej przychodzą do przychodni. Są o tym przekonani lekarze pracujący przy ulicy Koszalińskiej. - Ten obraz ścienny namalował jeden z maturzystów liceum plastycznego - wskazuje na abstrakcyjne graffiti
w Poradni dla Dzieci Zdrowych przychodni „Bartodzieje” Włodzimierz Pawełek, pediatra, zastępca dyrektora tej placówki. - Zabawki przynosiliśmy sami, część kupowaliśmy. Nasza dyrektorka, Hanna Porzych, podrzucała zabawki swoich wnuków, inni lekarze przynosili coś po dzieciach. Jest stoliczek, małe krzesełka, kredki, tablica i kolorowa kreda. Mamy osobne pomieszczenie dla mam, które muszą przewinąć dzieci albo je nakarmić. Ludziom podoba się
w naszej przychodni. Niektóre matki przenoszą się do nas z innych placówek. Także dlatego, że pracujemy do godziny 19.00. Dziennie spotykamy się z około 120 małymi pacjentami. W sumie mamy ich około 4 tysięcy.
<!** reklama left>Hanna Żbikowska, dyrektorka poradni „Nad Wisłą” w Fordonie wie, że dzieci uwielbiają prezenty. - Dostawaliśmy czasem różne drobiazgi od firm farmaceutycznych, na przykład śliniaczki, pampersy, skarpetki, mleko. Cieszyli się z tego rodzice. Wśród maluchów furorę robiły naklejki. Starsze dzieci je uwielbiają, traktują jak medal za dzielność podczas wizyty lekarskiej. A z tą dzielnością bywa różnie. Pamiętam dziewięciolatka, który uciekł mamie, ponieważ bał się zastrzyków. Podobnie było z uczniami, do których szłam z zamiarem wykonania szczepień. Tylną furtką zwiali mi ze szkoły. Najspokojniejsze są bardzo małe dzieci. Jedno- i dwulatki potrafią się nagle rozkrzyczeć. Dużo zależy też od postawy rodziców. Pewna mama bardzo negatywnie nastawiała do nas swoją pociechę. Mówiła: Idziemy do tych pań, które zrobią ci krzywdę. A przecież nie ma czego się bać. Mamy nawet kolorowe fartuchy: niebieskie, zielone, nie tylko białe, których zwykle bały się dzieci.