Sprawa swój początek miała w styczniu tego roku w Białych Błotach. W nocy z 18 na 19 stycznia Krystian M. zobaczył, że jego sąsiad złapał do klatki kota. Następnie strzelił do niego z bliskiej odległości z wiatrówki. Mężczyzna wezwał policję.
- Tego dnia zauważyłem, że sąsiad ustawił tę klatkę na swojej posesji - zeznawał wczoraj przed sądem Krystian M. - Najpierw była zamknięta, a zarówno w niej, jak i wokół był okropny bałagan. Widziałem też ślady krwi. Potem ktoś to wszystko uprzątnął i znów ją przygotował.
Krystian M. postanowił dowiedzieć się, o co chodzi. Przez resztę dnia obserwował sąsiednią działkę. - Zanim położyłem się spać, poprosiłem syna, aby jeszcze raz tam zajrzał - relacjonował. - Okazało się, że złapał się w nią kot. Zadzwoniłem na policję i ukryłem się za moją drewutnią. Po chwili zobaczyłem Marcina J., który trzymał w rękach długą broń. Podszedł do zwierzęcia, które kilka razy zasyczało ostrzegawczo, przystawił mu lufę do głowy i strzelił. Stałem w odległości dwóch metrów i wszystko widziałem. Wybiegłem z ukrycia i krzyknąłem. Wtedy sąsiada zamurowało, chwycił tę klatkę i pobiegł w kierunku swojego domu.
Podszedł do zwierzęcia, które kilka razy zasyczało ostrzegawczo, przystawił mu lufę do głowy i strzelił. - Krystian M., świadek
Wezwani na miejsce policjanci nie zostali wpuszczeni na teren posesji. Dopiero następnego dnia rano udało im się przeszukać działkę. Zabezpieczyli klatkę i wiatrówkę. Zauważyli też ślady krwi. Ciała zwierzęcia nie znaleziono.
Przed sądem zeznawał również oskarżony, który nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów. - Przyznaję, że miałem na swojej posesji „żywołapkę”, ale miała służyć przede wszystkim do odławiania gryzoni - wyjaśniał wczoraj mężczyzna. - Przez to, że sąsiad wystawiał jedzenie, szkodniki pojawiały się też u mnie. Nie strzelałem do kota, tylko w kierunku klatki. Chciałem go wystraszyć i odwieźć do schroniska, ale teraz wiem, że było to nieodpowiednie.
Marcin J. powiedział też, że wiatrówkę kupił dla sportu, ponieważ ma wielu znajomych myśliwych i interesował się strzelectwem hobbistycznie. Jak wynika z jego wcześniejszych zeznać, wielokrotnie prosił Krystiana M., aby ten przestał dokarmiać koty. - Tamtej nocy usłyszałem jakiś hałas i wyszedłem z domu - wspominał. - Chciałem wnieść klatkę z kotem do środka. Gdy sąsiad krzyknął, wystraszyłem się i wyślizgnęła mi się z rąk. Drzwiczki się otworzyły, zwierzę uciekło. Nie wydaje mi się, żeby było ranne. Jeśli chodzi o znalezione ślady krwi, to mogą należeć do innych zwierząt, które często urządzają sobie walki na mej posesji.
Przed sądem zeznawała także żona oskarżonego. - Od dwóch lat nie możemy spać w nocy, ponieważ notorycznie budzą nas hałasy powodowane przez te koty - opowiadała Adriana J. - Mąż może z dwa razy strzelał z wiatrówki w powietrze, aby je przepłoszyć. Nasz sąsiad urządził prawdziwą stołówkę dla zwierząt, które potem załatwiają swoje potrzeby u nas. Nie wiem, co się wtedy stało tak naprawdę, ponieważ spałam. Obudziłam się, gdy mąż wychodził.
Oskarżony złożył wniosek o przesłuchanie dwóch kolejnych świadków. Jednym z nich jest sąsiad z tej samej ulicy.