Sezon pingpongistek dobiega końca. Inowrocławianki nie awansowały do ekstraklasy, bo rywalki w barażu były za silne.
<!** Image 2 align=none alt="Image 171469" sub="Zbigniew Belzyt jest sceptykiem co do awansu do ekstraklasy, a po wynikach baraży z Częstochową widać, że w takim składzie Noteć nie ma czego tam szukać Fot. Jarosław Hejenkowski">Czy jest Pan zadowolony z zakończonego sezonu?
Tak, bo założenia zostały wykonane. W tym składzie i z dwiema naszymi zawodniczkami graliśmy w barażach. Udział w nich był odzwierciedleniem tego, w jakim miejscu jesteśmy. Do ekstraklasy nam z takim składem daleko.
Odnoszę wrażenie, że baraż z Częstochową był potraktowany bardziej jako okazja do przetarcia się zawodniczek z lepszym zespołem.
Częstochowa wychodziła z założenia, że chce wejść, bo tam skład był ekstraklasowy. Mieli wkalkulowane, że awansują, a my chcieliśmy utrzymać się w I lidze i wypaść jak najlepiej w barażu, co udało się w drugim meczu. Szkoda tylko, że gdy gramy jakiś ważny mecz u siebie, to musimy grać w Mątwach. Wizerunek hali na Rąbinie i jej prestiż jest inny.
<!** reklama>Chyba niepokojące jest to, że zespół chcący grać w ekstraklasie bez Chinek nie ma tam czego szukać?
To temat nurtujący nasze środowisko. Tylko co zrobić? Przecież, żeby liga była silna, powinni grać obcokrajowcy. Tak jest też w koszykówce czy siatkówce. W tenisie stołowym brylują Chińczycy i co na to poradzić? Zamknąć się całkiem? Wtedy będziemy się gotowali we własnym sosie.
Może wprowadzić ostre parytety?
Niby jest zapis, że może grać jedna zawodniczka spoza Unii Europejskiej. Ale wtedy do niej dochodzi naturalizowana Chinka, więc już są dwie. Sam system rozgrywek też jest inny, bo w ekstraklasie występują trzy zawodniczki i gra się seta do 11. Kiedyś było do 21, ale skrócono ze względu na zbyt długie transmisje telewizyjne. Tymczasem niektóre zawodniczki dłużej się rozkręcają, a tu wystarczy chwila dekoncentracji i już się przegrywa. Więc załóżmy, że jedziemy do Tarnobrzega, gramy 45 minut, dostajemy 3:0, a prawie dwa dni zajmuje nam podróż. W poprzednim sezonie, gdy zrezygnowaliśmy, do ekstraklasy awansowały Gniezno i Łódź. Teraz one spadają, bo niby się wzmocniły, ale nie dały rady. Między I ligą a ekstraklasą jest przepaść.
<!** Image 3 align=none alt="Image 171469" sub="Fot. Inomedia">Wróćmy do Noteci. Czy będą jakieś zmiany w składzie?
Nie. Do Warszawy miała odejść Adrianna Szulc, ale nie dogadała się z tym klubem. Myśleliśmy, żeby trochę zmienić skład, ale w tym graliśmy dopiero pierwszy rok, więc zobaczymy jak to będzie w następnym sezonie.
Któraś dziewczyna wypadła powyżej oczekiwań, a któraś zawiodła?
Nikt się nie wyróżnił widocznie. Dużych postępów też nie było, aczkolwiek udział Kasi Palacz i Agaty Kaszuby w meczach był szczególnie w końcówce udany. Myślę, że dzięki temu nabrały one pewności siebie i w nadchodzącym sezonie będzie to procentować. Adrianna Szulc grała na swoim poziomie. Warto też zwrócić uwagę na sukces Kaszuby, która zdobyła dwa medale podczas młodzieżowych mistrzostw Polski.
Czy Inowrocław może na kilka najbliższych lat zapomnieć o ekstraklasie w pingponga?
Dla mnie to wyrzucenie pieniędzy. Można nastawić się na wejście i zrobienie wyniku, nawet zdobycie medalu, ale wtedy trzeba mieć dużo pieniędzy. Albo można dać sobie spokój i grać w I lidze. Wejście do ekstraklasy z tym zespołem to ani korzystne szkoleniowo, ani politycznie, bo to nie miałoby nic wspólnego ze sportem. W Gnieźnie już mówią po spadku, że szkoda było pieniędzy. Myślę, że lepiej wygrywać w I lidze, a nie przegrywać wszystko w ekstraklasie.
Jakiego rzędu pieniądze dałyby dobry wynik klasę wyżej?
To w granicach 300 tysięcy złotych, czyli 100 procent tego, co mamy obecnie. To nie są wielkie pieniądze. Trzeba też pamiętać, że nie mamy bazy. Szkolić młodzież możemy w takich warunkach, ale dochodząc do pewnego pułapu, trudno pracować. Nie mamy porządnej sali, ani czasu, bo udostępniana jest nam 3 razy w tygodniu po dwie godziny. Tak może trenować TKKF. My musimy trenować codziennie. Dlatego wyszkolenie własnych zawodniczek na poziomie ekstraklasy nie jest możliwe i musimy bazować na kupionych, które przyjeżdżają do nas tylko na mecze. Olendzka uczy się w Krakowie, a Szulc w Warszawie. Tam trenują i nie mamy wpływu na to, ile i jak trenują.