Po bladej kampanii nadeszły wybory bez pieprzu. O zachowaniu przy urnach w regionie, jeśli nie liczyć zakropionego przewodniczącego komisji w Więcborku i zakropionego członka w Sadkach, nie ma sensu pisać, bo i tematu nie ma.
<!** Image 2 alt="Image 152085" sub="Głosowanie na prezydenta w komisji w SP nr 2 przy ulicy Hetmańskiej Fot. Tymon Markowski">Analiza wyborczych słupków pozwala jednak na spisanie kilku oryginalnych spostrzeżeń. Bydgoszcz, przynajmniej od paru dekad, miała w kraju zasłużoną opinię bastionu lewicy. W epoce Peerelu tłumaczono to uprzemysłowieniem miasta (liczna klasa robotnicza) przy braku, a potem słabej pozycji wyższych uczelni (niewielka rola elity intelektualnej), a także dużą liczbą poddanych ideologicznemu praniu mózgu zawodowych żołnierzy (była i jest tu siedziba jednego z trzech okręgów wojskowych).
***
Po 1989 r. zmieniła się - mówiąc językiem pradziadka Marksa - baza, lecz nadbudowa pozostała. A mówiąc prościej, runął komunizm, natomiast Bydgoszcz nadal chętnie oddawała głosy na kandydatów o czerwonym lub różowym umaszczeniu. Czy podobnie rzeczy się miały pięć dni temu? Ano, tak i nie. Grzegorz Napieralski, owszem, w Bydgoszczy osiągnął wynik lepszy niż w skali całego kraju, lecz nadwyżka nad średnią krajową rzędu trzech procent to już nie tak wiele. Co znamienne, po porównaniu wyników gminy Bydgoszcz z gminami powiatu bydgoskiego ziemskiego okazuje się, że miasto pod względem głosowania na lewicę wcale nie wypadło rewelacyjnie: Napieralski wynik lepszy niż w Bydgoszczy osiągnął we wszystkich gminach powiatu bydgoskiego z wyjątkiem Osielska, gdzie z kolei osiągnął wynik niższy nawet niż w całym kraju. Czemu to przypisać? Można ów fakt powiązać z upadaniem dużych zakładów przemysłowych w mieście, co znajduje swoje odbicie na popularnych listach 500 największych firm w kraju, na których bydgoski biznes niemal nie jest reprezentowany.
<!** reklama>Oczywista jest też zmiana pokoleniowa w wojsku i oszczędności w tym resorcie, powodujące, że wojskowych nad Brdą z roku na rok jest mniej. Więcej natomiast jest uczelni, a zatem i studentów oraz naukowców. Ale też sporo ludzi ostatnimi laty wyniosło się z Bydgoszczy do ościennych gmin. Są to w większości ludzie wykształceni i dobrze zarabiający, a zatem pasujący raczej do profilu wyborcy kandydata PO niż SLD. I owszem, Komorowski we wszystkich podbydgoskich gminach osiągnął wynik znacznie lepszy niż średnia krajowa - we wspomnianym już Osielsku lepszy o ponad 14 procent. Znacznie słabsze wyniki niż w całym kraju odnotował tam natomiast Jarosław Kaczyński (w bogatej podmiejskiej gminie Osielsko kandydat PiS zebrał jedynie 22,3 proc. głosów wobec średniego wyniku w kraju 36,5 proc.). Pisząc o tym, warto dodać, że Jarosław Kaczyński nawet w Toruniu, postrzeganym w regionie jako miasto najbardziej prawicowe, nie zbliżył się do swojej średniej w kraju (w Toruniu głos na niego oddało 29 proc. wyborców).
***
Dziennikarze „Expressu” mocno natrudzili się, by po pierwszej turze wyborów obliczyć, jak zagłosowali mieszkańcy poszczególnych dzielnic Bydgoszczy. Dzięki temu jednak na jaw wyszły kolejne ciekawe zmiany. Jak Bydgoszcz była od lat postrzegana jako bastion lewicy, tak osiedle Leśne wydawało się najsilniejszym punktem oporu w tym bastionie. Dużo mieszkańców w starszym wieku, znaczny odsetek rodzin wojskowych - tak zwykle tłumaczono ten fenomen. Fenomen chyba już historyczny. W wyborach prezydenckich przed pięciu laty kandydat lewicy (wtedy był to Marek Borowski) na Leśnym zebrał 25,6 proc. głosów. W ubiegłą niedzielę natomiast Grzegorza Napieralskiego wybrało na Leśnym tylko 18,8 proc. głosujących i był to wynik gorszy niż np. w młodym i w znacznej części „proletariackim” Fordonie. Podobną tendencję widać zresztą także na innym starym i wojskowym osiedlu: Błoniu, gdzie lewica w ciągu pięciu lat straciła równe pięć procent. Czemu to przypisać? Świeżej krwi na starych osiedlach czy raczej nieufności starej krwi lewicowych wyborców do nowej krwi na czele lewicy?