<!** Image 1 align=left alt="Image 13728" >„Tylko kilka tygodni zajęło policjantom z Wyżyn rozpracowanie barmana posiadającego w miejscu pracy narkotyki” - chwali się bydgoska policja. Nie jestem wprawdzie pewien, czy kilka tygodni to rzeczywiście „tylko”, ale będąc już w szampańskim nastroju, przymuję ten wyczyn jako dobry policyjny omen na 2006 rok. Pewne jest to, że dzięki wzięciu baru przez siły niebieskie jakieś dwa tysiące delikwentów zwiędnie sylwestrowej nocy już koło trzeciej, zamiast, nakręconych „amfą”, balować przez trzy doby. Albo - co bardziej prawdopodobne - i tak się nakręci, lecz z innego źródełka.
Być może więcej się przy tym nadrepce po świeżym powietrzu, więc przed zatruciem złapie trochę zdrowia. Ale tak naprawdę dobrym omenem w tej informacji jest miejsce ujęcia dilera. Z obowiązku należę do pilnych czytelników policyjnych biuletynów. Sporo w nich doniesień o zatrzymaniu ludzi z charakterystycznymi torebkami. Tylko że zwykle są to skromne porcyjki, znajdowane w autach, w kieszeniach ludzi legitymowanych na ulicy. Informacji o zatrzymaniach dilerów pełną gębą, w ich „naturalnym” środowisku, czyli w pubie albo dyskotece, pojawia się, niestety, mało. I dopóki się to nie zmieni, dopóty policja będzie mogła trąbić jedynie o doraźnych sukcesach, a nie o skutecznej walce z narkobiznesem.