https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Autograf dla Zygfryda Żurawskiego

Wojciech Romanowski "Szczapa"
Od ponad dwudziestu lat Żurawski kieruje klubem Lotto Bydgostia. Gdyby chcieć zliczyć wszystkie medale zdobywane przez zawodników Bydgostii trzeba by pewnie poświęcić na to kilka dni.

Jest cichy, skromny, niezwykle pracowity. Splendor i zaszczyty pozostawia dla innych, sam unika blasku jak ognia. Dlatego – przyznam szczerze – każdą kolejną literę wklepuję z respektem i obawą.

Z jednej strony wiem, że nie ma zbyt wielu ludzi, którzy w takim stopniu zasługują na wyróżnienie w bydgoskiej alei autografów. Bo nie ma zbyt wielu ludzi tak zasłużonych dla naszego miasta, wykonujących tak mrówczą i ważną  pracę, również pod kątem społecznym. Jednak z drugiej strony wiem, że mój kandydat w swej naturze skrzywi się tylko i powie: „Panie Wojtku, ja nie dla zaszczytów to robię. Może lepiej znaleźć innego kandydata…”
Nie ma lepszego kandydata od Zygfryda Żurawskiego, bydgoszczanina z krwi i kości, miłośnika wioślarstwa,  wychowawcy młodzieży, menagera sportowego, współtwórcy potęgi naszej eksportowej dumy – firmy Pesa.

Od ponad dwudziestu lat Żurawski kieruje klubem Lotto Bydgostia. Gdyby chcieć zliczyć i omówić wszystkie medale zdobywane przez zawodników Bydgostii na mistrzostwach świata, Europy i Polski, trzeba by pewnie poświęcić na to kilka dni. Wspomnę więc tylko o tych najważniejszych - medalach olimpijskich. Nie zastanawiamy się nad tym na co dzień, ale przecież wioślarze z klubu Żurawskiego zdobyli medale podczas czterech ostatnich igrzysk olimpijskich! To ewenement na skalę światową! W Sydney i Atenach po złoto sięgał Robert Sycz, w Pekinie srebro wywalczyli wioślarze z czwórki wagi lekkiej, a w Londynie - brąz Magdaleny Fularczyk.
Ale to nie sukces sportowy jest najważniejszy. Dużo cenniejszą wartością jest umiejętne połączenie przez Żurawskiego tradycji przedwojennego wioślarstwa z nowoczesnym klubem sportowym.  

Przed wojną wioślarstwo było sportem elitarnym, a jednocześnie powszechnym. Być wioślarskim medalistą to wtedy dużo więcej, niż dzisiaj zostać celebrytą. Wiązało się nie tylko z czczą popularnością, ale też ogólnym szacunkiem. W całej międzywojennej Polsce życie towarzyskie i kulturalne toczyło się wokół torów wioślarskich. To tam całe rodziny spędzały niedziele, dzieci babrały się w piachu, mężczyźni siłowali przeciągając linę, a pięknie ubrane żony i matki kibicowały im, ile sil w gardłach.
W realiach siermiężnego PRL-u wioślarstwo nie miało już takiej rangi. Niby zakłady pracy utrzymywały kluby, niby mieliśmy sukcesy i całą armię zawodników, nawet zdobywaliśmy medale. Niby. Ale to już nie było elitarne przedwojenne wioślarstwo. Gdzieś uleciał ten duch.
Wolna Polska to nowa era dla tego sportu. W wielu miastach wioślarstwo zwyczajnie upadło i zostało tylko wspomnieniem. Bydgoszcz – dzięki Żurawskiemu – stała się natomiast wioślarską potęgą rozsławiającą nasze miasto na wszystkich kontynentach.

Codziennie wielu z nas spaceruje nad Brdą, codziennie widzimy wioślarzy płynących naszą rzeką i nawet się nie zastanawiamy, jak wspaniały  i wartościowy to obraz. Oto młodzi ludzie zamiast siedzieć przed komputerem, zamiast pić piwo w pubie, zamiast chuliganić po osiedlach, spędzają wiele godzin w łodzi, w której nie tylko obcują z naturą, ale też kształtują swój charakter. Walcząc ze swoimi słabościami budują siebie, jako ludzi. Oni wiedzą, co to jest systematyczna praca, jaką satysfakcję daje wysiłek, osiągany w samotności i w ciszy, w której słychać tylko swój własny oddech.  Nie mają co liczyć na uwielbienie mas, bo przecież wioślarstwo przegrywa komercyjny wyścig z piłką nożną, koszykówką czy siatkówką. Niesprawiedliwie zmarginalizowane przez media i sponsorów utrzymuje się na powierzchni dzięki takim ludziom, jak Żurawski. Dlatego musimy pielęgnować i doceniać ten wysiłek. Trzeba głośno i wyraźnie powiedzieć: „Panie Zygfrydzie, każdego dnia robi pan znakomitą robotę na światowym poziomie, nie ma słów i gestów, którymi moglibyśmy się panu jako miasto odwdzięczyć”.
Niech więc kapituła przez aklamację przyjmie pomysł nagrodzenia Pana autografem w alei autografów. Bo tak naprawdę, pański podpis na mosiężnej tablicy to  zaszczyt dla nas, dla Bydgoszczy i bydgoszczan. To my z dumą możemy powiedzieć: „Żurawski jest nasz. Wioślarstwo jest nasze. A dzięki temu rzeka jest bardziej nasza i jakby była trochę bliżej”. Panu Zygfrydowi – wiem to znakomicie, bo znamy się przecież nie od dzisiaj – ten autograf do niczego nie jest potrzebny. Jemu wystarczy, że młodzi ludzie płyną łodziami po Brdzie.
O inne zaszczyty nie zabiega.
Najbardziej lubi być sobą.

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

k
kowalski
w 80 latach niemal że na wszystkich płotach i murach były napisy ; prasa,radio,telewizja kłamie.
Widać że nic się nie zmieniło.... PORAŻAJÄ„CE
k
kowalski
Jaki z krwi i kości bydgoszczanin??? Urodził się i żył 20 lat w Siedlcach.....Do Bydgoszczy jak sam mówi trafił dlatego że było najłatwiej dostać się na studia w ATR....dzisiaj Uniwersytet .
Próbował wszędzie ; żużel,piłka nożna ale najłatwiej było w KKW bo "kazali".... Sukcesy RTW niewątpliwe ,tylko czy wszystkie zgodne z ferpley? Czy wszystkie tak etycznie czyste jak w sporcie być powinno.... Może stąd ta fałszywa skromność i nie pchanie się na afisz bo sumienie spać nie daje
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski