W naszym mieście mamy kilkadziesiąt wolnych hektarów przeznaczonych dla tych inwestorów, którzy chcieliby wybudować nowe supermarkety. Chętni są.
<!** Image 2 alt="Image 167020" sub="Takich supermarketów już wkrótce może być w Bydgoszczy znacznie więcej. Fot. Tymon Markowski">
Gdzie planuje się powstanie takich wielkopowierzchniowych kolosów? Przy ulicy Ogińskiego (teren Torbydu), ulicy Fabrycznej, Wojska Polskiego na Wyżynach, w Fordonie na osiedlu Akademickim. Plany dotyczą też okolic TVP na Wzgórzu Wolności, rejonu ulicy Łużyckiej i ulicy Dwernickiego (teren Makrum). To nie koniec. Miasto opracowuje plany zagospodarowania przestrzennego, które pozwolą na takie inwestycje także na terenie dawnego Fotonu (ul. Orla), przy ulicach Glinki, Żwirki i Wigury (dawny teren BKS), Towarowej i Grunwaldzkiej (Czyżkówko). Nie będzie też problemu z postawieniem takiego sklepu w samym centrum miasta, w okolicach placu Teatralnego.
Bydgoszcz plasuje się na ósmym miejscu w Polsce pod względem nasycenia marketami w stosunku do liczby mieszkańców i według analiz komercyjnych firm, jest poniżej przeciętnej w tym rankingu. Mieścimy się między Szczecinem a Lublinem, mniej więcej na tym samym poziomie co Łódź. Na to miejsce składa się około 40 bydgoskich sklepów wielkopowierzchniowych. Miasto chciałoby, aby nowe inwestycje pojawiały się częściej w zachodnich rejonach miasta.
<!** reklama>
Część radnych uważa, że dalszy rozwój supermarketów, a także dyskontów, zabija bydgoski handel.
- A to właśnie bydgoscy kupcy, a nie wielkie galerie, płacą w Bydgoszczy CIT i PIT - uważa radny Piotr Król. - Zdecydowanie nie zgadzam się z tezą, że trzeba lokować duże sklepy w zachodniej części miasta, rzekomo niedoinwestowanej w tej branży. Lepiej koncentrować markety w kilku wybranych punktach miasta. Niech konkurują ze sobą, a nie z bydgoskimi kupcami.
- Nie można potępiać z góry supermarketów. Po części kryzysowi winni są sami kupcy. Czasy się zmieniły, ale ich podejście do handlu nie zawsze - mówi radna Elżbieta Rusielewicz. - Markety są czynne nawet do godziny 22.00, a sklepy do 17.00-18.00. Ludzie, którzy późno kończą dzień pracy, a takich jest bardzo wielu, nie mają wyboru. Muszą kupować w marketach, bo kupcy dawno mają sklepy już zamknięte.
Kontrowersje budzi też otwarcie centrum miasta dla nowoczesnych powierzchni handlowych. - Odchodzi się od pomysłów wyrzucania takich placówek na obrzeża miasta. Powoduje to wyludnianie się i upadek ich centrów - uważa Grzegorz Rosa, szef Miejskiej Pracowni Urbanistycznej.
- Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, co miasto zrobiło dotychczas dla kupców z ulicy Długiej czy Dworcowej, żeby centrum się nie wyludniało - irytuje się Piotr Król. - Wiemy, że ludzie nie garną się do sklepów w Śródmieściu, bo nie ma gdzie parkować. Co zrobiono, żeby było gdzie postawić samochód?
O przyszłości marketów i dyskontów radni debatować będą na jutrzejszej sesji Rady Miasta. Ich opór może skończyć się na werbalnych protestach. Prawo jest tak skonstruowane, że nie mogą zablokować planów budowy dyskontów czy marketów w mieście.
