Dla wegetarian, a często także dla ich rodzin Wielkanoc to trudny okres. Ci pierwsi mogą usłyszeć, że są dziwakami. Ci drudzy zaś, że są mordercami, a świętowanie zmartwychwstania Pana zjadaniem wcześniej zabitych zwierząt jest zaprzeczeniem idei świąt. Ale wcale nie musi tak być, bo z prawie miliona wegetarian i wegan, większość świętuje Wielkanoc tak jak wszyscy, ale jednak trochę po swojemu.
[break]
- Polska tradycja jest bardzo mięsna, na każdym stole musi być szynka. Na naszym nie ma, ale z powodu jedzenia mięsa nikomu nie zamierzam robić wyrzutów - podkreśla Joanna Zataj-Ross z Bydgoszczy. - Mięso pewnie może być smaczne, ale mamy swoją filozofię i go nie jemy.
Pani Joanna jest wegetarianką ponad 20 lat, jej mąż o dekadę dłużej.
Tradycyjny hummus
- Święta kojarzą mi się z wieloma zapachami. Nic się w tej kwestii nie zmieniło. Przygotowuję na Wielkanoc pasztety z soczewicy, które pięknie pachną i są dobre na ciepło z chrzanem i ćwikłą, do tego hummus, czyli pastę z ciecierzycy z tahini (pastą z sezamu), tradycyjną sałatkę i pastę z awokado. Są też oczywiście jajka, bo jesteśmy ovo-wegetarianami. Tyle, że kupujemy je albo od zaprzyjaźnionego rolnika, albo z kodem zero na skorupce (czyli od kur z wolnych wybiegów, które nie cierpią tak jak ich koleżanki w klatkach - red.).
Paweł Sankowski, wegetarianin z 18-letnim stażem, jest wyjątkiem. Nie tylko dlatego, że jest jedynym „wege” w rodzinie, ale również dlatego, że szefuje młodzieżówce PSL w Bydgoszczy. A to najbardziej „mięsna” partia w Polsce.
PSL prawdziwie zielone
- Jak widać, w PSL odnajdzie się każdy - śmieje się pan Paweł. - Śniadanie wielkanocne wiele się nie różni od tradycyjnego. Są jajka, a zamiast białej kiełbasy - sojowe parówki. Nigdy nie miałem problemu przy stole z powodu tego, że nie jem mięsa. Towarzyszy temu raczej życzliwe zainteresowanie. Zawsze też czeka na mnie jakiś przysmak, bo rodzina wie, że mięsa nie jem.
Edyta Orzędowska, weganka z niewielką słabością do serów typu camembert, uważa, że święta wegetariańskie nie różnią się niczym od tych tradycyjnych.
- Gdy przestałam jeść mięso w wieku 16 lat, rodzice trochę narzekali. Powiedzieli, że skoro tak - mam sobie gotować sama. No i nauczyłam się fajnie gotować. Dzięki temu na stole wielkanocnym ląduje wiele fajnych rzeczy. Tata potrafi zjeść pół blachy ciasta i mówi, że mu smakuje. Jak się dowiaduje, że nie ma tam jajek, mleka i innych odzwierzęcych składników to zaczyna kręcić nosem i mówi, że właściwie to coś tam z tym ciastem jest nie tak - śmieje się bydgoszczanka. - Moim zdaniem rewelacyjny jest także tradycyjny żurek z marynowanym tofu na naturalnym zakwasie. Dziewczyny, które prowadza wegańskie blogi, potrafią zrobić nawet „rybę” po grecku czy „śledzie” marynowane bez ryby, nie mówiąc już o pysznych kotletach z kaszy jaglanej czy buraków.
Wszyscy zgodnie podkreślają, że w ich wypadku szacunek do zwierząt przekłada się również na szacunek do ludzi. Od nich przy stole nikt nie usłyszy, że je „padlinę”.
- Szkoda, że jesteśmy bardzo atakowaną grupą. Nie wiem, dlaczego, ale wiele osób, gdy dowiaduje się, że nie jemy mięsa, próbuje nam coś udowadniać. Że mamy jakieś braki w diecie, że coś robimy, a czegoś nie - zauważa Joanna Zataj-Ross.